„Sytuacja zagraża bezpieczeństwu dostaw gazu do Unii, a szczególnie do regionu Europy Środkowej. Zwiększa poważnie ryzyko bezpiecznych dostaw gazu, zwiększa bowiem zależność od jednego dostawcy - Rosji - cytuje Joannę Wajdę rzeczniczkę MSZ, agencja Reuters. Polski argument to także naruszenie przez KE zasady dywersyfikacji dostaw gazu na rynek Wspólnoty oraz solidarności energetycznej.

W październiku KE potwierdziła, że zgodziła się, by Gazprom zwiększył swój udział w transportowanym przez OPAL surowcu z 50 proc. do blisko 80 proc.. Reuters przypomina, że OPAL to gazociąg lądowy na terytorium Niemiec, który odbiera gaz z podmorskiego odcinka Nord Stream i transportuje go klientom w Europie Zachodniej. Moc przesyłowa to 36 mld m3 gazu rocznie. Niemiecki regulator rynku energetycznego dał Rosjanom prawo do połowy mocy gazociągu - 18 mld m3 rocznie. Teraz, dzięki decyzji KE Gazprom brać udział w aukcjach na przesył dodatkowych 7,7-10,2 mld m3 swojego gazu OPAL. Oznacza to, że Rosjanie mogą do 2033 r wykorzystać od 71,4 proc. do 78,3 proc. mocy gazociągu. Na początku grudnia PGNiG przekazał KE swoich 14 zarzutów wobec decyzji o zwiększeniu udziału Rosjan. Skierował też sprawę w trybie pilnym do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Nie tylko Polska czuje się zagrożona decyzją Brukseli. Taka sytuacja oznacza stratę przez Ukrainę 425 mln dol. rocznie z tytułu niższego tranzytu rosyjskiego surowca. Kijów poinformował o tym Brukselę zaraz po ogłoszeniu decyzji. Andrij Kobolew szef Naftogazu przestrzegał, że zwiększy się zależność „niektórych europejskich krajów od rosyjskiego monopolisty". A także, że Bruksela swoją decyzją wspiera realizację planów Rosji, aby wyeliminować Ukrainę jako konkurenta w przesyle gazu do Europy.