Celem rozpoczynającej się we wtorek konferencji klimatycznej COP 21 będzie ograniczenie światowej emisji gazów cieplarnianych – głównej przyczyny globalnego ocieplenia.
Stawka negocjacji jest wysoka. Jeśli nie zostaną podjęte kolejne działania zmniejszające np. emisję CO2, średnia temperatura na świecie do 2100 r. wzrośnie o 3,4 st. C. Utrudni to m.in. dostęp do wody pitnej oraz wpłynie na wydajność rolnictwa. W efekcie przybędzie osób żyjących w skrajnym ubóstwie. Celem COP 21 jest powstrzymanie wzrostu temperatury do 2100 r. poniżej 2 st. C i podpisanie deklaracji w tej sprawie.
Najwięcej dwutlenku węgla emitują do atmosfery Chiny. Ale już uwzględniając liczbę ton CO2 na jednego mieszkańca, w ścisłej czołówce znajdują się kraje arabskie, Australia, Kanada i Stany Zjednoczone. Amerykanie nie podpisali protokołu z Kioto z 1997 r. Protokół paryski z bardziej ambitnymi celami ma go zastąpić.
Założenia z Kioto – ograniczenie emisji CO2 o 5,2 proc. do 2012 roku – zostały osiągnięte z nadwyżką głównie siłami gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, gdzie emisyjność spadła o 32 proc. wobec 1988 r. Kłopot polega na tym, że starania sygnatariuszy nie wystarczyły – inne kraje sprawiły, że światowa emisja wzrosła o 40 proc. Trudno się więc dziwić oczekiwaniom wielu państw by nowe porozumienie miało rzeczywiście globalny i wiążący charakter.
– W przypadku przyjęcia ogólnej deklaracji przez wszystkie państwa i podpisania wiążącego prawnie traktatu przez niektóre z nich istnieje zagrożenie, że kraje UE się podzielą, co wpłynie na rewizję celów klimatycznych Wspólnoty – podkreśla Kamil Wyszkowski, dyrektor generalny Inicjatywy Sekretarza Generalnego ONZ Global Compact w Warszawie.