Prezesi firm energetycznych bez ogródek mówią o nieopłacalności wytwarzania i o tym, że realizowane dziś za miliardy bloki węglowe mogą być ostatnimi. Z decyzjami o kolejnych się wstrzymują m.in. z uwagi na zaostrzający się kurs Brukseli, wprowadzającej nowe wymogi w zakresie emisji gazów i pyłów, a także dołujące hurtowe ceny energii i rosnące ceny uprawnień do emisji CO2, które zniechęcają do takich inwestycji.

Wołanie o rynek mocy

W tej sytuacji elektryzuje wizja wyłączenia jednej trzeciej mocy (9-10 tys. MW) w Polsce do 2022 r. roztoczona przez Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie (TGPE). Szczególnie, że po sierpniowych ograniczeniach dostaw prądu, hasła bezpieczeństwa energetycznego nabrały namacalnego znaczenia. Stanisław Tokarski, prezes TGPE i wiceszef Taurona, nie odpowiada wprost, w jakich technologiach energetyka chce uzupełnić wyłączane moce. Zaznacza tylko, że decyzje zawsze podejmowane są przy założeniach opłacalności projektu. – Te o budowie bloków klasy 1000 MW zapadały przed 2010 r., kiedy prognozy cen energii wskazywały na rentowność projektów. Dziś trudno odpowiedzieć, jak będzie wyglądał rynek energii i ceny po 2020 r. – mówi Tokarski. Choć przypuszcza, że w długim terminie trend cenowy może się zmienić. Faktem niezaprzeczalnym jest, że w ciągu 25-30 lat amortyzacji inwestycji, może to się stać nawet kilkukrotnie. Ale decyzje inwestycyjne trzeba podejmować teraz.

Co na to eksperci?

Więcej w jutrzejszym wydaniu " Rz"