– Znajdziemy każde kłamstwo – zapewniają, strasząc m.in. „hełmem prawdy". – Ostatnią twierdzą prywatności jest twój mózg. Ale TO pozwoli nam do niego zajrzeć – obiecują, pod warunkiem że ktoś zechce wyłożyć na takie badanie powyżej 5 tysięcy dolarów. Tej pokusie, oprócz polityków pragnących manipulować wyborcami, ulegają także marketingowcy. Odkąd jakieś dwadzieścia pięć lat temu zastosowano technikę obrazowania mózgu, czyli rezonans magnetyczny, pojawiła się pokusa zaglądania do umysłu człowieka i wyjaśniania w ten sposób wszystkiego, co dzieje się w naszych głowach. Nie ma praktycznie dziedziny, w której nie wykorzystywano by badań mózgu. To prawdziwa inwazja, zwłaszcza w nauce, gdzie nastąpiła integracja neuronauk z różnymi dyscyplinami. Powstały takie obszary badawcze, jak: neuroekonomia, neuroprawo, neurofilozofia, neuromarketing i neurozarządzanie, ale też neuromuzykologia czy neuroteologia. Czy to szaleństwo na temat mózgu ma sens? Czy rzeczywiście wykorzystując te techniki, można myszkować po ludzkiej głowie? Odpowiadają na to autorzy książki „Pranie mózgu", dwaj amerykańscy profesorowie: psychiatrii Sally Satel i psychologii Scott O. Lilienfeld. – Ludzki mózg to najbardziej złożony twór we wszechświecie. To arcydzieło natury, z którym nie może się równać żadna maszyna – podkreślają. Te, licząc z grubsza, 80 miliardów neuronów, z których każdy komunikuje się z dziesiątkami tysięcy innych, tworzy, między naszymi uszami, niespełna półtorakilogramowy kosmos, w którym jest więcej połączeń niż gwiazd w obserwowalnym wszechświecie. Nie należy się więc dziwić rosnącej fascynacji mózgiem i neuromodzie. Jednak nie wszystkie zastosowania nerounauk są nieszkodliwe. Doczytywanie się w obrazach aktywacji mózgu zbyt wielu informacji może być naprawdę niebezpieczne – ostrzegają autorzy książki.