U brzegów Japonii ocean bywa kapryśny. Często jego wody wzburzane są przez potężne tajfuny. Również trzęsienia ziemi uwalniają jego niszczycielską siłę, powodując olbrzymie fale tsunami. Taka właśnie fala przelała się w roku 2011 przez mur oporowy chroniący elektrownię Fukushima I. Doszło do awarii. Wprawdzie promieniowanie, które zostało uwolnione w jej wyniku, nie zabiło ani jednej osoby, jednak skutki gospodarcze incydentu były i są poważne. Japonia zdecydowała się na zamknięcie wszystkich swoich 54 elektrowni jądrowych. Był to silny cios dla japońskiej gospodarki: kraj ten wytwarzał dzięki reaktorom atomowym 30 proc. swojej energii elektrycznej. I planował więcej. Zamknięcie reaktorów spowodowało podwyżki cen prądu o prawie 20 proc. (dla obywateli) i bez mała 30 proc. (dla przedsiębiorstw).
Energetyczna dziura wypełniana jest dzięki dodatkowemu importowi paliw kopalnych (ropy i gazu – Japonia zużywa niewiele węgla). To kosztuje kraj 30 mld dolarów rocznie i powoduje zanieczyszczenia powietrza. Tylko trzy reaktory z 54 uruchomiono ponownie, reszta pozostaje wyłączona, opinia publiczna obawia się bowiem kolejnej katastrofy.
Ocean zabiera, ocean daje
Teraz jednak Japończycy planują wziąć na oceanie niszczycielu chytry odwet. Chcą zaprząc go do roboty i odzyskać energię, którą utracili na skutek wymuszonego falą tsunami wyłączenia reaktorów jądrowych. Naukowcy z Instytutu Nauki i Techniki Okinawy (OIST) twierdzą, że opracowali sposób, by czerpać energię z prądów morskich. Chcą wybudować pod powierzchnią oceanu elektrownię. I zapewniają, że będzie ona odporna na wszelkie fale i wichry.
Planowana elektrownia przypomina morską farmę wiatrową – tyle że odwróconą. Turbiny dryfować będą śmigłami zwrócone ku dołowi około 100 m pod powierzchnią wody i kilkaset lub więcej metrów ponad dnem, w którym będą zakotwiczone. Wiatraków ma być trzysta, a średnica każdego z nich ma mierzyć 80 m. Taka elektrownia będzie w stanie wygenerować 1 gigawat mocy, czyli wystarczająco, by zaspokoić energetyczne potrzeby 400 tys. gospodarstw domowych.
Podmorska elektrownia nie będzie emitować gazów cieplarnianych ani zanieczyszczeń i pod tym względem będzie lepsza od elektrowni na ropę, gaz czy węgiel. Będzie też miała znaczącą przewagę nad farmami wiatrowymi i słonecznymi. Elektrownie wiatrowe działają tylko wtedy, gdy wieje – z odpowiednią siłą. Nie za słabo i nie za mocno. Zbyt gwałtowny wicher może zniszczyć turbiny (np. w 2003 roku tajfun Maemi zniszczył siedem wielkich wiatraków na Okinawie).