Ale czy to oznacza, że nie ma już żadnych przeszkód na drodze do wprowadzenia zmian? Nie. I w sferze organizacyjnej, i propagandowej problemy dopiero się zaczynają.

Opinie na temat likwidacji gimnazjów i wprowadzenia ośmioklasowej podstawówki są coraz bardziej krytyczne. Według sondażu przeprowadzonego dla Faktów TVN 55 proc. pytanych twierdzi, że referendum edukacyjne powinno się odbyć. 36 proc. jest zdania, że nie jest ono potrzebne. To przekłada się na opinie dotyczące istoty całej reformy. Wygląda na to, że społeczeństwo nie pozostało głuche na argumenty części rodziców i nauczycieli, zarzucających MEN zbytni pośpiech i błędy w przyjętych założeniach. To nastawienie może się zmienić, gdyby okazało się, że wszystko przebiega jednak gładko i bez przeszkód. Ale kolejna zmiana opinii może się dokonać najwcześniej za rok, kiedy pierwszy reformowany rocznik będzie odbierać świadectwa. Ale na razie nie ma co liczyć na to, że sympatia dla minister Zalewskiej i jej koncepcji szybko się odbuduje.

Ten niepokój, podobnie jak w czasach AWS, kiedy wprowadzano gimnazja – pozostanie. Tym bardziej że ta przeprowadzana jest w błyskawicznym tempie, bez przygotowania. Zostanie to w pamięci wyborców na długo, tym bardziej że reforma edukacji to obszar bezpośrednio dotyczący milionów obywateli.

A co się stanie, jeśli od września okaże się, że wpadki są poważne i w szkołach zapanuje chaos, tak jak przewiduje choćby Związek Nauczycielstwa Polskiego? Wtedy konsekwencje polityczne będą jeszcze bardziej dotkliwe dla partii rządzącej. Optymistyczne założenie PiS, że do wyborów samorządowych uda się przeprowadzić zmiany w mniejszych miejscowościach, tak by sytuacja była „wyczyszczona" do dnia głosowania, ma kruche podstawy. Z konsekwencjami reformy AWS szkoła zmagała się kilka lat, a przygotowanie nauczycieli do pracy w gimnazjach, tak by ich kompetencje pasowały do określonej grupy wiekowej, zabrało dekadę. Wydaje się, że PiS nie wzięło tego pod uwagę.

Czy to znaczy, że w szkole nie należy nic zmieniać w perspektywie jednej politycznej kadencji? Nie, edukacja wymaga zmian, choćby dlatego, że przy błyskawicznie zmieniających się warunkach, w których dojrzewają kolejne roczniki, szkoła i tak będzie zawsze trzy kroki z tyłu. I dlatego zmiany wprowadzać trzeba, ale nie wszystkie naraz i w porozumieniu z innymi siłami politycznymi. Utopia? Nie, skoro udaje się to w innych krajach. Tylko że przy permanentnej wojnie między głównymi siłami politycznymi jest to zupełnie niemożliwe. Ale to nie znaczy, że rewolucja w edukacji jest dobra, bo jeśli jedynym argumentem na rzecz tak głębokiej zmiany jest to, iż przeciwnicy polityczni będą wobec niej krytyczni, to te przesłanki do zmian są zbyt wątłe.