Trzeba podjąć męską decyzję
Grażyna Kaczmarczyk
Nuda dotyka najzdolniejszych gimnazjalistów, a lęk tych najsłabszych. Dlatego trzeba wygasić szkoły, które się ewidentnie nie sprawdziły.
Młodzież, która trafia do gimnazjów, z punktu widzenia wychowawczego znajduje się w najtrudniejszym wieku. Zostaje wyrwana z dotychczasowych, dobrze znanych, oswojonych środowisk i rzucona na dziewiczy grunt. Musi adaptować się do nowych grup rówieśniczych, poznawać nowych nauczycieli i ich wymagania, na nowo budować swoją pozycję w klasie, zabiegać o akceptację kolegów i pedagogów. Jak się to nieraz kończy, dobrze wiemy, bo media opisują skandale bądź dramaty z uczniami gimnazjów w roli głównej.
Taki eksperyment z pewnością nie służy zwiększaniu szans edukacyjnych dzieci. Całkowicie pomija też naturalne różnice w rozwoju nastolatków, specyfikę środowisk, w których funkcjonują czy odmienności w ich aspiracjach. Obowiązujący model gimnazjów zakłada, że wszyscy trafiający do nich uczniowie są tacy sami i powinni dalej kształcić się „ogólnie", bez względu na ich indywidualne preferencje i zdolności.
W wielu krajach zachodnich, gdzie wprowadzono gimnazja, zadbano o ich zróżnicowanie, wprowadzając gimnazja o profilu ogólnym, technicznym czy zawodowym. Pożądany model systemu kształcenia zakłada, że na każdym etapie edukacji jest możliwa zmiana typu szkoły czy profilu kształcenia. Tymczasem w Polsce jednym z głównych założeń reformy oświatowej było przedłużenie o rok powszechnego i jednolitego dla wszystkich uczniów kształcenia ogólnego, co oceniam zdecydowanie negatywnie. W rezultacie, jak zauważają eksperci, w polskich gimnazjach dominuje syndrom określany przez prof. Józefa Kozieleckiego jako NiL, czyli „nuda i lęk". Nuda dotyka uczniów najzdolniejszych, a lęk tych najsłabszych albo uczniów o aspiracjach innych niż „ogólne", np. technicznych czy zawodowych.
W odniesieniu do gimnazjów trzeba wreszcie podjąć męską decyzję i zmienić to, co ewidentnie się nie sprawdziło. Jeśli tylko wygaszanie gimnazjów odbędzie się w atmosferze szerokich konsultacji z nauczycielami, związkami zawodowymi, rodzicami i samorządowcami, a także na zasadzie ewolucji, a nie rewolucji, warto ten projekt poprzeć . Zwłaszcza że – jak pokazują badania – opowiada się za nim większość Polaków. —kwa
Grażyna Kaczmarczyk jest prezesem Zarządu Fundacji Rozwoju Edukacji i Szkolnictwa Wyższego
Więcej pieniędzy, mniej rewolucji
Marek Olszewski
Samo przeniesienie dzieci w trudnym wieku do innej szkoły nie rozwiąże problemów wychowawczych.
Polskie gimnazja nie kształcą źle. Wyglądamy bardzo dobrze w międzynarodowych badaniach PISA. Samo zaś przeniesienie dzieci w trudnym wieku nie rozwiąże problemów wychowawczych. Owszem, są dzieci grzeczniejsze od polskich gimnazjalistów. Ale na Zachodzie bywa znacznie gorzej.
To nie szkoła generuje problemy. Dzieci przychodzą z konkretnych domów. Ich problemy nie są tak widoczne w młodszych klasach. Dopiero w wieku gimnazjalnym objawiają się wszystkie błędy wychowawcze popełnione na wcześniejszych etapach, także przez rodziców. Zamiast więc przeprowadzać na dzieciach kolejny eksperyment, może lepiej by było zatrudnić więcej psychologów i pedagogów.
Szkoły powinny też zapewniać dzieciom wyżycie intelektualne i stawiać wyzwania. Na tym powinny się skupiać.
Po reformie młodzież o rok wcześniej zacznie podróżować do większych ośrodków do szkół średnich. To nie będzie bezpieczniejsze. Gimnazja są usytuowane dość blisko. Kolejny problem: nie wiadomo, co zrobić z nauczycielami. Słyszałem, że samorządy mają zostać zobowiązane, by zapewnić im pracę. To jednak nierealne. Bo pracodawcą nie jest gmina, ale szkoła. Samorząd nie utworzy też sztucznych miejsc pracy, które nie będą potrzebne. Mogą się też pojawić problemy z bazą lokalową. Każdy remont, każde przestawienie drzwi i wymiana ławek kosztuje.
Reforma pociąga za sobą konieczność przygotowania nowej podstawy programowej, a ta – nowych podręczników. Zmiany będą kolosalne.
Gdyby te pieniądze, które są potrzebne na przeorganizowanie systemu edukacji, przeznaczono na jego udoskonalenie, byłoby lepiej. Jeśli PiS chce wspierać wychowanie patriotyczne, może lepiej byłoby zafundować dzieciom wycieczki historyczne, by poznały najważniejsze miejsca w swoim kraju. To funkcjonuje w wielu krajach Zachodu. Każdy młody Amerykanin objeżdża Stany Zjednoczone.
Bez poznania szczegółów trudno jednoznacznie oceniać planowaną reformę. Zanim zacznie się jednak myśleć o zmianach, trzeba przemyśleć konsekwencje, jakie mogą za sobą pociągnąć. -kwa
Marek Olszewski jest przewodniczącym Związku Gmin Wiejskich RP, wójtem gminy Lubicz