Warszawa-Londyn: Brexit za artykuł siódmy

Polska pomoże Brytyjczykom ułożyć się z Unią za pomoc w sporze z Brukselą – uzgodnili May i Morawiecki.

Aktualizacja: 21.12.2017 20:55 Publikacja: 21.12.2017 18:48

Warszawa-Londyn: Brexit za artykuł siódmy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Doroczne polsko-brytyjskie konsultacje międzyrządowe były zaplanowane od dawna. Dlatego to zbieg okoliczności sprawił, że samolot Voyager w barwach Royal Air Force z brytyjską premier na pokładzie wylądował w czwartek na warszawskim Okęciu ledwie kilkanaście godzin po tym, jak Komisja Europejska wystąpiła do Rady UE o uznanie Polski za kraj trwale łamiący reguły państwa prawa.

Umowa jak z Francją

Theresa May nie miała jednak związanych rąk. Aby pokazać, że dystansuje się od piętnowanego polskiego rządu, mogła w ostatniej chwili odwołać przyjazd albo przynajmniej ograniczyć skład swojej delegacji. Zdecydowała się jednak zabrać kluczowych ministrów, w tym szefa MSZ i lidera frakcji zwolenników twardego brexitu Borisa Johnsona i jego politycznego oponenta, ministra finansów Philipa Hammonda.

Więcej: szczególnym symbolem partnerstwa między oboma krajami ma być umowa o współpracy wojskowej. Do tej pory Wielka Brytania zawarła podobne porozumienie tylko z jednym krajem Unii, Francją (umowa z Lancaster House z 2010 r.).

Od tej pory Warszawa i Londyn mają w większym stopniu koordynować zakupy broni, wymieniać się informacjami wywiadowczymi, organizować ćwiczenia wojskowe. Niezależnie od tego Polska i Wielka Brytania przekażą po 5 mln funtów na rozwój telewizji Biełsat dla odbiorców na Białorusi oraz przeciwdziałanie rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej.

Polski rząd liczy, że to wszystko wstęp do jeszcze większego gestu przyjaźni: zaangażowania Wielkiej Brytanii w zablokowanie w Radzie UE wniosku Komisji Europejskiej o uznanie, że nasz kraj trwale łamie zasady państwa prawa. I chyba się nie zawiedzie. Londyński lewicowy „Guardian", który przecież nie wykazuje żadnej sympatii do ekipy PiS, przyznał, że w sprawie oceny Polski „brytyjski rząd przyjął dwuznaczną postawę, wychodząc z założenia, że Bruksela nie powinna się mieszać w wewnętrzne sprawy państw członkowskich. Choć zdecydowanie opowiada się za niezależnością wymiaru sprawiedliwości, brytyjski rząd chce jednocześnie budować sojusze, aby uzyskać poparcie dla forsowanej przez May głębokiej i specjalnej umowy o wolnym handlu z UE".

Przed wylotem rzecznik May zapowiedział, że choć premier podniesie w Warszawie sprawę rządów prawa, to zrobi to na zamkniętym spotkaniu z Morawieckim, a nie w trakcie konferencji prasowej.

I rzeczywiście w oświadczeniu May przed prasą była jak zawsze mowa o sojuszu w drugiej wojnie światowej, ale ani słowa o decyzji Brukseli z poprzedniego dnia. Dopiero na pytanie w tej sprawie premier powtórzyła formułę ujawnioną przez „Guardiana", że sprawy konstytucyjne to zasadniczo „wewnętrzna sprawa" każdego kraju. Powitała też z zadowoleniem zapowiedź Morawieckiego, że chce „wyjaśnić" problemy sporne z unijną centralą.

Morawiecki lojalny wobec Brukseli

Za taką postawę Brytyjczycy mogą liczyć na polską wdzięczność. Aby przesłanie zostało dobrze zrozumiane, Morawiecki kilkakrotnie powtarzał, że Polska nie tylko zrobi wiele, aby brexit przebiegł „bezboleśnie", ale także chce, aby już po brexicie Zjednoczone Królestwo łączyła z Unią „jak dotychczas" możliwie najbliższa współpraca, w tym w tak delikatnych kwestiach jak wymiana usług finansowych. Ale jednocześnie dwukrotnie dopytywany przez brytyjskie media, czy „wbrew Francji i Niemcom" popiera zawarcie między UE i Wielką Brytanią „układu szytego na miarę", a nie duplikującego istniejące już rozwiązania, polski premier nie wpadł w pułapkę i podkreślił, że „jest to kompetencja Komisji Europejskiej".

Szef KE Michel Barnier kilka dni temu powiedział, że nie ma mowy, aby Brytyjczycy „wyciągali wisienki z tortu" – uzyskali dostęp do unijnego rynku tam, gdzie im to odpowiada (np. usługi finansowe), a zamknęli własny rynek dla Unii, gdzie im wygodnie (np. swoboda przemieszczania się osób).

W minionym roku do Warszawy przyjechali chyba wszyscy znaczący przedstawiciele brytyjskiego rządu, aby spróbować wyrwać Polskę z solidarnego frontu krajów UE negocjujących brexit, ale bez powodzenia. Teraz może to się zmienić, ale najwyraźniej tylko do pewnego stopnia: Morawiecki nie wypowie kolejnej wojny Brukseli, bo i tak ma z unijną centralą wystarczająco problemów.

May na gwałt potrzebuje wsparcia ze strony krajów UE, bo na nieco ponad rok przed planowanym wyjściem z Unii rozmowy o przyszłym kształcie stosunków między Zjednoczonym Królestwem a Unią jeszcze się nie zaczęły. Brytyjski rząd jest w tej sprawie głęboko podzielony, a większość parlamentarna wymusiła niedawno, aby ostateczna umowa z Unią była poddana pod głosowanie Izby Gmin. Co gorsza, w dotychczasowych negocjacjach Brytyjczycy musieli w każdym ważnym punkcie, jak rachunek za brexit czy gwarancje dla obywateli UE, ustąpić Brukseli.

– Wielka Brytania znalazła się w bardzo dziwnej i niepewnej sytuacji. Będziemy potrzebowali wielu lat, żeby to zostało rozwiązane – mówi „Rz" Kenneth Clarke, najstarszy stażem deputowany torysów, który w ciągu przeszło trzech dekad pełnił m.in. funkcje szefa MSW, ministra finansów czy edukacji. Clarke ostrzega też polskich negocjatorów: – Znam dobrze May, jest bardzo skryta, niezwykle trudno ocenić, co naprawdę myśli.

Aby wniosek Komisji został zatwierdzony w Radzie UE, muszą go poprzeć 22 kraje Unii. Wicepremier Węgier Zsolt Semjen już oświadczył, że jego kraj tego nie zrobi. W tym samym kierunku idzie deklaracja premiera Czech Andreja Babisa, który zadzwonił do Morawieckiego i wyraził przekonanie, że spór wynika „z braku komunikacji" między Warszawą i Brukselą. Podobne stanowisko może zająć Rumunia, Słowacja i, co już mniej pewne, państwa bałtyckie. Ale ministrowie ds. europejskich Szwecji i Włoch Anna Lind i Sandro Gozi zdecydowanie poparli KE. Angela Merkel i Emmanuel Macron już w ub. tygodniu zapowiedzieli, że także im podoba się strategia Brukseli. Spośród dużych krajów Unii na razie w sprawie Polski milczy tylko Hiszpania: zajęta kryzysem w Katalonii najchętniej uniknęłaby otwierania nowych frontów z krajami UE.

Dla Komisji Europejskiej głosowanie, które wygra, ale w którym kilka krajów poparłoby Polskę, i tak byłoby niezwykle kosztowne politycznie: oznaczałoby powstanie nowej, głębokiej linii podziału w i tak już targanej kryzysami Unii. Dlatego jest całkiem możliwe, że jeśli Morawiecki w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki podejmie próbę negocjacji z Brukselą, spór uda się rozwiązać. Polski premier jest umówiony na spotkanie z szefem KE Jeanem-Claude'em Junckerem 9 stycznia.

Doroczne polsko-brytyjskie konsultacje międzyrządowe były zaplanowane od dawna. Dlatego to zbieg okoliczności sprawił, że samolot Voyager w barwach Royal Air Force z brytyjską premier na pokładzie wylądował w czwartek na warszawskim Okęciu ledwie kilkanaście godzin po tym, jak Komisja Europejska wystąpiła do Rady UE o uznanie Polski za kraj trwale łamiący reguły państwa prawa.

Umowa jak z Francją

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii