– Nie ma żadnych podstaw ku temu, by zmieniać w Senacie ustawę o IPN – powtarzali w środę kluczowi politycy PiS i przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości.
Tymczasem z deklaracji izraelskiego Knesetu i sygnałów ze strony ukraińskiej wynika, że kryzys związany z ustawą znacznie się zaostrzył. I to mimo że pod Ambasadą Izraela nie odbyła się demonstracja narodowców.
– Jesteśmy ofiarami wewnętrznego konfliktu politycznego w Izraelu – przekonywał na posiedzeniu senackich komisji wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki i komisje zarekomendowały przyjęcie ustawy bez poprawek. Gdy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej", dyskusja w Senacie o ustawie jeszcze się nie zaczęła, ale jej szybkie przyjęcie wydawało się pewne mimo międzynarodowych konsekwencji.
Na polską ustawę ostro odpowiedzieli posłowie do izraelskiego parlamentu. Pojawiła się w nim propozycja, by za przestępstwo uznać umniejszanie roli Polaków współuczestniczących w Holokauście. Projekt ustawy w tej sprawie przedstawiło w środę w Knesecie kilku posłów reprezentujących większość ugrupowań – od skrajnej prawicy po lewicę. Podpisało się pod nim 61 deputowanych. To ponadpartyjna większość w 120-mandatowym parlamencie izraelskim. Oznacza to, że projekt w każdej chwili może zostać przegłosowany.
Kłopotów można się też spodziewać ze strony ukraińskiej. W Kijowie zapis z ustawy o IPN wywołuje nerwową reakcję, a ukraińskie MSZ kilka dni temu oskarżyło Warszawę o „upolitycznianie tragicznych kart wspólnej historii". Środowiska nacjonalistyczne domagają się nadzwyczajnego posiedzenia Rady Najwyższej. Reakcji od parlamentarzystów oczekuje również szef tamtejszego IPN prof. Wołodymyr Wiatrowycz.