Amerykańska prasa: Historyczny szczyt pełen ciepłych gestów

Najważniejsze amerykańskie gazety okrzyknęły spotkanie Kim Dzong Una i Donalda Trumpa jako „historyczny przełom”. The New York Times zadaje pytanie jak obaj przywódcy będą teraz realizować swoje postanowienia. Komentatorzy tej gazety David E. Sanger i Choe Sang-Hun przypominają, że Donald Trump od wielu lat ma obsesję na temat likwidacji całej broni jądrowej na świecie. Już w latach 80. ubiegłego wieku bezskutecznie próbował przekonać administrację Reagana, że potrzebuje ona nowojorskiego pośrednika w handlu nieruchomościami, aby skutecznie poprowadzić negocjacje o kontroli zbrojeń z ZSRR.

Aktualizacja: 12.06.2018 07:06 Publikacja: 12.06.2018 07:01

Amerykańska prasa: Historyczny szczyt pełen ciepłych gestów

Foto: AFP

„Teraz pan Trump ma wreszcie własne nuklearne negocjacje do przeprowadzenia, co prawda nie z Rosjanami, ale z przywódcą północnokoreańskim Kim Jong-Unem, o połowę młodszym, niestabilnym, represyjnym przywódcą tego kraju” – podkreślają publicyści NYT.

Z kolei Washington Post zwraca uwagę, że prezydent Trump trząsł dłonią Kim Dzong Una aż przez 13 długich sekund, następnie poklepał go po plecach i osobiście poprowadził przez długi czerwony dywan na spotkanie w cztery oczy. Publicyści Washington Post Philip Rucker i Anne Gearan podkreślają, że paradoksalnie przywódca Korei Północnej Kim Jong Un może zostać uznany za największego na świecie obrońcę praw człowieka, który doprowadził do pierwszego w historii rozbrojenia nuklearnego. Zwracają przy tym uwagę, że jest on traktowany w sposób wyjątkowy przez amerykańskiego prezydenta. Pojawia się nawet pytanie: czy Trump powinien mówić do człowieka podejrzanego o zbrodnie na własnym narodzie i rozkręcenie zbrojeń nuklearnych, że jest zaszczycony spotkaniem z nim?

"Będziemy mieć świetny związek, nie mam wątpliwości" - powiedział z uśmiechem prezydent USA, zasiadając w fotelu naprzeciwko przywódcy Korei Północnej. Washington Post podkreśla wyjątkową sympatię jaką zapałali do siebie obaj politycy. Zdaje się, że mimo różnicy wieku i przynależności do różnych kultur, znaleźli w sobie pokrewne dusze. Poza tym obaj mają żyłkę do negocjacji handlowych i dogadują się jak typowi kontrahenci.

Z kolei USA Today zwraca uwagę na przyjazd do Singapuru gwiazdy NBA, czarnoskórego koszykarza Dennisa Rodmana, który jest znany ze swoich sympatii dla dynastii Kimów.

"To wspaniały dzień. Jestem tu, aby to zobaczyć. Jestem taki szczęśliwy ", powiedział Rodman w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi telewizyjnemu Chrisowi Cuomo. Opowiadał też o pogróżkach, jakie dostawał w Stanach Zjednoczonych ze względu na jego rozmowy z Kimem, którego uważa za przyjaciela. "Powiedziałem wszystkim, że któregoś dnia drzwi się otworzą" - powiedział łamiącym się ze wzruszenia głosem Rodman - "To niesamowite (…) Kiedy wróciłem do domu z Korei, dostałem tyle pogróżek śmierci, że musiałem ukrywać się przez 30 dni. Ale później trzymałem głowę wysoko i wiedziałem, że wszystko się zmieni. Wiedziałem. Byłem jedyny. "

Amerykanie mają powiedzenie: „Only Nixon could go to China”. Oznacza ono, że tylko tak zadeklarowany antykomunista jak Nixon mógł w 1972 r. ogłosić amerykańskiej opinii publicznej, że jedzie do Chin, aby spotkać się z Mao Tse Tungiem i nawiązać stosunki dyplomatyczne z Państwem Środka oraz nie być za to posądzonym o sympatie prokomunistyczne.

Teraz do potocznego języka angielskiego dojdzie zapewne powiedzenie, że „tylko Trump mógł przywrócić pokój na Półwyspie Koreańskim”.

Amerykańska prasa już przedstawia spotkanie prezydenta Donalda Trumpa i przewodniczącego Kim Dzong Una jako wielki sukces obecnej administracji republikańskiej.

Jeszcze niedawno prezydent Trump groził, że „jeśli Stany Zjednoczone będą zagrożone, nie będą miały innego wyjścia niż całkowite zniszczenie Korei Północnej”. O północnokoreańskim przywódcy Donald Trump mówił, że „Kim prowadzi misję samobójczą dla siebie i swojego reżimu”.

„Prezydenci i ich rządy rozmawiają z Koreą Północną od 25 lat, zawierano porozumienia, płacono wielkie pieniądze - pisał jeszcze w październiku zeszłego roku prezydent Trump na Twitterze - To jednak nie zadziałało, porozumienia były łamane zanim wysechł na nich atrament. Z amerykańskich negocjatorów robiono durniów. Przepraszam, ale tylko jedna rzecz zadziała”.

Amerykański przywódca nie ujawnił jednak, co konkretnie miał na myśli.

Podczas swojego pierwszego przemówienia na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, Trump mówił o „najbardziej krwawym reżimie współczesnego świata, jakim jest Korea Północna, odpowiedzialna za śmierć i głód milionów ludzi".

- Czas, by Korea zdała sobie sprawę z tego, że tworzenie broni jądrowej należy porzucić – akcentował w czasie przemówienia do przedstawicieli społeczności międzynarodowej - Nadszedł czas, by wszystkie kraje zaczęły współpracować do momentu, w którym Kim Dzong Un porzuci swój program.

Wydawało się, że radykalizacja postaw po obu stronach sporu doprowadzi do nieuchronnego konfliktu zbrojnego między Koreą Północną i Stanami Zjednoczonymi. Dlatego świat przecierał ze zdumienia oczy, kiedy po raz pierwszy od 65 lat przywódca Korei Północnej przeszedł na stronę swojego południowego sąsiada, aby spotkać się z prezydentem Moon Jae-inem.

Rozmowy pokojowe Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem zmieniają całkowicie dalekowschodnią optykę i ocenę stosunków wewnętrznych panujących w Korei Północnej. Można odnieść zdumiewające wrażenie, że Kim Dzong Un reprezentuje skrzydło postępowe, które podstępem zmusiło partyjny beton i twardogłowych generałów północnokoreańskich do akceptacji nieuchronnych zmian.

Paradoksalnie pierwszym prognostykiem nadchodzącej odwilży była czystka jaką przeprowadził Kim Dzong Un wśród wierchuszki państwa północnokoreańskiego w grudniu 2013 roku. Być może aresztowanie i zabicie jego wuja, przywódcy obozu twardogłowych weteranów wojny koreańskiej, Jang Song Thaeka, nie było - jak wstępnie sądzono - pokazem radykalizacji postawy młodego przywódcy, ale starannie przemyślanym przygotowaniem do koreańskiej wersji pierestrojki.

Jako wiceprzewodniczący Narodowej Komisji Obrony, Jang Song Thaek sprawował faktyczną kontrolę nad armią. Uważano, że jest zwolennikiem zmian gospodarczych, ale nic nie wskazywało, żeby były to fundamentalne zmiany ustrojowe lub próba zjednoczenia z Koreą Południową.

Wykształcony w Szwajcarii Kim Dzong Un zdaje się być człowiekiem o zupełnie odmiennym spojrzeniu na przyszłość Korei Północnej. Stylizowany pod względem wyglądu na swojego dziadka, zdaje się być człowiekiem niezależnym i umiejętnie poruszającym się w nieprzeniknionym świecie północnokoreańskiego skansenu komunistycznego.

Zastanawia przy tym wszystkim rola programu nuklearnego jako straszaka negocjacyjnego w stosunkach z USA. Czy stanowi on jedynie przykrywkę pod szykowany przewrót przeciw obowiązującemu od 65 lat ustrojowi Korei Północnej? Państwo to ma bowiem strukturę typowo mafijną. W tej przestępczej piramidzie władzy każdy jej poziom nadzoruje podległy mu obszar. I tak jak cosa nostra, yakuza czy comorra, tak północnokoreński podział łupów jest ściśle zhierarchizowany. Przywódca zdaje się pełnić rolę szefa wszystkich szefów, ale mimo że ma władzę niemal absolutną musi zapewnić swoim kapitanom ochronę i podział łupów, aby nie stać się ofiarą całej rodziny przestępczej.

To co robi obecnie Kim Dzong Un wydaje się być aktem wielkiej odwagi. Niedawne aresztowania twardogłowych generałów wskazują, że w Korei Północnej trwa jedyny w swoim rodzaju zwierciadlany coup d'état władcy przeciw pajęczynie oplatającej jego dwór. Kim Dzong Un zdaje się kierować strategią Piotra Wielkiego, który zapytany o swoje radykalne reformy niszczące dawny styl życia Rosjan odpowiedział: „Zastałem Rosję strumyczkiem, pozostawię ją rzeką; jeśli moi następcy rozumnie poprowadzą losy Rosji, uczynią z tego wielki ocean, którego wody zaleją całą Europę, bez względu na przeszkody ludzi, którzy będą starali się wstrzymać zalew”.

„Teraz pan Trump ma wreszcie własne nuklearne negocjacje do przeprowadzenia, co prawda nie z Rosjanami, ale z przywódcą północnokoreańskim Kim Jong-Unem, o połowę młodszym, niestabilnym, represyjnym przywódcą tego kraju” – podkreślają publicyści NYT.

Z kolei Washington Post zwraca uwagę, że prezydent Trump trząsł dłonią Kim Dzong Una aż przez 13 długich sekund, następnie poklepał go po plecach i osobiście poprowadził przez długi czerwony dywan na spotkanie w cztery oczy. Publicyści Washington Post Philip Rucker i Anne Gearan podkreślają, że paradoksalnie przywódca Korei Północnej Kim Jong Un może zostać uznany za największego na świecie obrońcę praw człowieka, który doprowadził do pierwszego w historii rozbrojenia nuklearnego. Zwracają przy tym uwagę, że jest on traktowany w sposób wyjątkowy przez amerykańskiego prezydenta. Pojawia się nawet pytanie: czy Trump powinien mówić do człowieka podejrzanego o zbrodnie na własnym narodzie i rozkręcenie zbrojeń nuklearnych, że jest zaszczycony spotkaniem z nim?

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?