Zdzisław B. postanowił powierzyć zorganizowanie uroczystości pogrzebowych swojej zmarłej matki Zofii zakładowi pogrzebowemu, należącemu do Danuty T. Miał to być pogrzeb tradycyjny. Zmarła była osobą bardzo wierzącą, zaangażowaną w codzienną działalność miejscowego kościoła katolickiego, należała do koła różańcowego. Kilka miesięcy przed śmiercią u kobiety lekarze stwierdzili nawrót choroby nowotworowej. Zdając sobie sprawę ze swojego stanu zdrowia, Zofia w rozmowie ze synem powiedziała, że chce być pochowana w ciemnoniebieskiej garsonce i białej bluzce, tak "aby ludzie dobrze ją zapamiętali".
Zdziwienie formą pochówki
Pracownicy zakładu pogrzebowego Danuty T. odebrali ciało ze szpitala i przewieźli do chłodni. Tam na skutek ich nieuwagi, ciało trafiło zostało przekazane do spopielenia, a następnego dnia skremowane. Wstrząśnięta pomyłką swoich pracowników (jeden z nich pracował w zawodzie ponad 20 lat) właścicielka firmy spotkała się z synem zmarłej, i przekazała złą wiadomość. Wyraziła ubolewania i przeprosiła. Przekazała też numer polisy, gdzie firma miała wykupione ubezpieczenie. Zdzisław był w szoku. Miał wątpliwości, czy przekazane mu prochy są prochami jego matki.
Pogrzeb odbył się z jednodniowym opóźnieniem. Uroczystości poprzedzała msza oraz modlitwa członków koła różańcowego.
Syn, bliscy zmarłej a także jej znajomi boleśnie odczuli fakt, że nie mogli pożegnać się z Zofią w tradycyjny sposób. Znajomi i sąsiedzi wyrażali wręcz zdziwienie formą pochówku oraz możliwością zajścia pomyłki w zakładzie pogrzebowym. Przy tradycyjnym pochówku planowane było wystawienie ciała w trumnie, msza a następnie uroczystości pogrzebowe.
Zdzisław bardzo przeżył okoliczności związane z pogrzebem matki. Czuje, że jako syn zawiódł matkę w tak ważnej kwestii jak sposób pochówku. Podczas wizyty na cmentarzu myśli o tym, co się stało. Nie może także pozbyć się wątpliwości, czy w urnie znajdują się prochy jego matki.