Tak orzekł w piątek Sąd Najwyższy nakazując ponadto Sądowi Apelacyjnemu zbadanie, czy szpital przy ul. Nowowiejskiej w Warszawie, nie powinien zapłacić zadośćuczynienia.
To finał kolejnej głośnej sprawy, jak wszystko wskazuje, przynajmniej nieroztropnego stosowania przez służby, ale też lekarzy, przymusowego leczenia psychiatrycznego.
Karetka dla demonstranta
Chodzi o Jana Kosakowskiego, emerytowanego weterynarza, który społecznie udziela się od Marca 68 r., a po katastrofie smoleńskiej włączył się w akcję jej upamiętnienia na Krakowskim Przedmieściu. Zatrzymali go strażnicy miejscy 22 września 2010 r. jak przyklejał zdjęcie pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich na tablicy ogłoszeń na ścianie Ministerstwa Kultury tuż obok krzyża.
Zarzucili mu zaśmiecanie miejsc publicznych – wielu obserwatorów tych wydarzeń nie miało jednak wątpliwości, że interwencje służb miały także motyw polityczny.
Wezwali karetkę która przewiozła Jana Kosakowskiego do szpitala psychiatrycznego. Lekarz odnotował, że był pobudzony ruchowo i przejawiał agresję słowną, ale po badaniach nie stwierdzono dolegliwości psychicznych. W szpitalu przebywał jednak osiem dni i był zmuszany do przyjmowania zastrzyków. Później sąd opiekuńczy w ramach tzw. badania legalizującego przymusowe przyjęcia do szpitala orzekł, że nie było do tego podstaw.