SN: groteska ani satyra nie uprawniają do obrażania

Pomówieni w książce mogą dostać zadośćuczynienia, ale nie skutkuje to zakazem jej wydawania w przyszłości. Byłoby to bowiem cenzurą.

Publikacja: 29.03.2018 17:15

SN: groteska ani satyra nie uprawniają do obrażania

Foto: AdobeStock

Tak rozstrzygnął w czwartek Sąd Najwyższy.

Robertowi Kamińskiemu, początkującemu pisarzowi, sprawę wytoczyła trójka bohaterów jego drugiej książki „Fatamrugana". Autor nie wymienił ich z nazwiska, nie podał miejsca ich zatrudnienia (klub studencki w miasteczku uniwersyteckim) ani nazwy miasta, w którym był kilka lat portierem, choć skończył historię i filozofię. Napisał za to, że rosną tam sosny i jest kamień poświęcony młodo zmarłej ikonie polskiej piosenki. Opisy powodów: szefa klubu i dwóch kobiet w nim zatrudnionych, były dla nich tak przykre, że sędzia referująca sprawę je pomijała. Dotyczyły prywatności i atmosfery pracy w klubie, którą autor nazwał „nicnierobieniem", prócz opijania podwyżek i awansów.

Książka rozeszła się w kilkuset egzemplarzach. Sądy dwóch instancji uznały, że można się zorientować, o kogo w niej chodzi, i zasądziły przeprosiny w formie listu do powodów oraz zadośćuczynienie od 3 do 7 tys. zł, ale też zakazały wznawiania książki.

Autor odwołał się do SN, podkreślając, że książkowe opisy należy traktować jako fikcję, trzeba też wyjątkowego wysiłku, aby rozpoznać bohaterów. Poza tym zastosował formę groteski. Nie przekonał SN.

– Jeśli utwór jest fikcją, to nie powinien dotyczyć prawdziwych osób, które można bez trudu rozpoznać – wskazała w uzasadnieniu sędzia SN Anna Kozłowska. – Takie działanie jest bezprawne i bezprawności nie znosi forma satyryczna czy groteski. Pozwala autorowi na więcej, ale nie na ośmieszanie opisywanych osób i na ich deprecjonowanie.

Nie jest natomiast zasadny zakaz wznawiania książki. Mógłby być ustanowiony tylko, gdyby groźba publikacji naruszającej dobra osobiste była bardzo realna. Nie można jej stosować niejako na zapas – bo byłby to rodzaj cenzury. Sędzia zaznaczyła, że gdyby autor wydał książkę o identycznej treści, naraziłby się na odpowiedzialność cywilną i karną za zniesławienie.

– Wyrok SN o tyle jest lepszy, że nie zakazuje wznowienia książki, a zależy mi na kolejnym wydaniu. Dlatego przemyślę tę kwestie – powiedział „Rz" autor książki.

Niezakazana książka jednak z zakazem

Dariusz Pluta, adwokat specjalizujące się w tej dziedzinie ochrony dóbr osobistych

Sąd Najwyższy nakazał przeprosiny oraz ostrzegł autora książki przed jej wznawianiem, mimo że nie podał danych, owszem bardzo krytycznie opisywanych bohaterów, i chyba tylko znajomi albo osoby z bliskiego sąsiedztwa mogły ich rozpoznać. Groteska nie zwalnia z odpowiedzialności – wskazał SN

Trzeba się zgodzić z SN, że posłużenie się groteską, satyrą czy karykaturą jako formą twórczości lub wypowiedzi nie uchyla zakazu naruszania prywatności innych osób, w szczególności osób niepublicznych. Prywatność oraz intymność to sfery które moim zdaniem należy bezwzględnie chronić niezależnie od formy wypowiedzi czy twórczości chyba że w ważnym interesie społecznym wykorzystuje się lub ujawnia takie okoliczności z tych sfer które bezpośrednio są związane z działalnością publiczną danej osoby albo publicznie przez tę osobę zostały już ujawnione czy wykorzystywane w kreacji jej publicznego wizerunku.

Poza prywatnością oraz intymnością są inne dobra, dobre imię, prestiż, czy tu forma wypowiedzi nie pozwala na więcej?

Owszem, przy prawnej ocenie danej wypowiedzi lub utworu należy w szczególności brać pod uwagę prawa gatunku. Z tego punktu widzenia takie elementy jak: ostrość, dosadność, ośmieszanie, świadome przejaskrawianie i wyolbrzymianie rzeczywistości, świadoma deformacja i przeinaczanie rzeczywistości, umieszczanie rzeczywistych postaci (z reguły publicznych) w zupełnie fikcyjnych sytuacjach i rolach, a nawet swoista gatunkowa ,,obraźliwość" czy ,,złośliwość " to po prostu elementy praw gatunku, takich form wypowiedzi jak satyra, groteska czy karykatura.

A kiedy takie formy zwalniają z odpowiedzialności?

O bezprawności groteski, satyry, czy karykatury można moim zdaniem zasadnie mówić wtedy kiedy dana wypowiedź jest niezgodna z prawami gatunku albo pozostając w zgodzie z tymi prawami narusza zasady współżycia społecznego. W pierwszym przypadku dla rozstrzygnięcia konkretnej sprawy kluczowe znaczenie będzie miała opinia biegłego. Natomiast drugi przypadek będzie zawsze wynikiem swobodnej oceny sądu. Sądowe "ubezprawnienie" satyry, groteski czy karykatury ze względu na naruszenie zasad współżycia społecznego (dobrych obyczajów) w każdym przypadku będzie wymagać szczegółowego oraz przekonującego uzasadnienia i jak się wydaje może dotyczyć wyjątkowo drastycznych a jednocześnie powszechnie i społecznie nieakceptowalnych wypowiedzi.

A co pan sądzi o ograniczeniu ponownej publikacji, niby nie ma zakazu ale jest ostrzeżenie: nie drukuj ponownie!

Sytuacja prawna autora (czy raczej wydawcy ) odnośnie ponownego wydania spornej książki (w identycznej treści) jest tak jasna jak sytuacja dziennikarza, który ponownie publikuje identyczny tekst (np. w innej gazecie) gdzie pierwotna publikacja tego tekstu została prawomocnie uznana za naruszenie czyichś dóbr osobistych. W sensie formalnym w obydwu przypadkach będzie to ,,nowa" publikacja (wydanie) i za takie nowe działanie autor (wydawca) czy dziennikarz poniosą odrębną odpowiedzialność prawną. Tutaj SN ma całkowitą rację przyjmując, że zakazywanie jakichkolwiek działań publikacyjnych na przyszłość (a więc swojego rodzaju cenzura prewencyjna) co do zasady jest niedopuszczalne chyba że występuje realne tj. dowodowo wykazane w toczącym się procesie, zagrożenie, że pozwany ponownie zamierza wydać czy opublikować treści które sąd uznaje za bezprawnie naruszające cudze dobra osobiste.

Co by pan zatem radził autorowi takiej "niezakazanej" książki ?

Odradzałbym jej autorowi spornej książki czynienie publicznych rozważań co ponownego jej rozpowszechnienia w identycznej treści (uznanej przecież prawomocnie przez sądy za bezprawnie naruszającą dobra osobiste powodów ) ponieważ może to zostać potraktowane przez osoby zainteresowane jako ,,dowód" na realność takiego zagrożenia , a tym samym może stanowić materiał na nowy proces.

Sygn. akt: IV CSK 317/17

Tak rozstrzygnął w czwartek Sąd Najwyższy.

Robertowi Kamińskiemu, początkującemu pisarzowi, sprawę wytoczyła trójka bohaterów jego drugiej książki „Fatamrugana". Autor nie wymienił ich z nazwiska, nie podał miejsca ich zatrudnienia (klub studencki w miasteczku uniwersyteckim) ani nazwy miasta, w którym był kilka lat portierem, choć skończył historię i filozofię. Napisał za to, że rosną tam sosny i jest kamień poświęcony młodo zmarłej ikonie polskiej piosenki. Opisy powodów: szefa klubu i dwóch kobiet w nim zatrudnionych, były dla nich tak przykre, że sędzia referująca sprawę je pomijała. Dotyczyły prywatności i atmosfery pracy w klubie, którą autor nazwał „nicnierobieniem", prócz opijania podwyżek i awansów.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona