Tak orzekł Sąd Okręgowy we Wrocławiu w wyroku z 5 listopada 2015 r. (sygnatura akt I C 869/14).
Anna K. i Krystyna D. mieszkają na dwóch graniczących ze sobą posesjach. Stosunki między nimi popsuły się, gdy naprzeciwko zamieszkał Leszek B. z rodziną. Nowemu sąsiadowi przeszkadzała stolarnia, którą na swojej posesji prowadził mąż Krystyny D. Miała ona wtedy poprosić sąsiadkę o pomoc w uprzykrzaniu życia niezadowolonemu sąsiadowi, a gdy ta odmówiła – zaczęły się konflikty.
Jak twierdziła Anna K. prawie codziennie słyszała od sąsiadki obelgi pod swoim adresem: „stara babo", „krowo", „szczurze", „k...", „wiedźmo", „czarownico", „lampucero". Gdy Annę K. odwiedzał Leszek B., sąsiadka miała wykrzykiwać słowa: „znowu przyszedł pokemon do starej głupiej baby czarownicy i będą się zmawiali przeciwko mnie". Innym razem Krystyna B. krzyczała do nich, że musi „z tym dziadostwem" zrobić porządek. W końcu Anna K. wniosła pozew przeciwko sąsiadce. Zażądała, by sąd nakazał Krystynie D. zaniechania naruszeń dóbr osobistych i zasądził od niej na rzecz powódki 7,5 tys. zł zadośćuczynienia.
Jak można się było spodziewać, pozwana zaprzeczyła, by kiedykolwiek obrażała powódkę. Przyznała jednak, że są w ostrym konflikcie.
Jedna obrażała, druga filmowała
Sąd przeanalizował zgromadzone w sprawie dokumenty i przesłuchał świadków. Stwierdził, że praprzyczyną sąsiedzkich waśni była prowadzona przez męża Krystyny D. niezarejestrowana działalność gospodarcza. Leszek B. sprzeciwiał się jej jako uciążliwej dla sąsiadów. Anna K. zaczęła go popierać i nagrywać na telefon komórkowy to, co działo się w zagrodzie małżonków D. Wysyłała zawiadomienia do urzędu gminy, nadzoru budowlanego, nadleśnictwa i na policję i donosiła na rzekome nieprawidłowości w prowadzeniu gospodarstwa domowego i rolnego sąsiadów. Kontrole i interwencje nie potwierdziły jednak, by na posesji Krystyny D. dochodziło do łamania przepisów.