Cenzura portali społecznościowych poza prawem

Brakuje przepisów, które pozwoliłyby walczyć z arbitralnym kasowaniem treści przez portale.

Aktualizacja: 16.01.2018 16:29 Publikacja: 16.01.2018 16:11

Cenzura portali społecznościowych poza prawem

Foto: AdobeStock

O tym, jak łatwo zostać usuniętym z portalu, przekonał się ostatnio youtuber Metosław. Pierwszy jego filmik z kanału „Wiem co ćpiem" usunięto pod koniec listopada 2017 r. Jego autor, znany właśnie jako Mestosław, odwołał się od tej decyzji i materiał przywrócono. W grudniu skasowano jednak dwa inne filmiki i ponownie ten pierwszy. Było to trzecie ostrzeżenie, po którym kanał został usunięty. Po odwołaniu Google podtrzymał decyzję o jego blokadzie, jednak w początkach stycznia kanał został przywrócony. Jak informował Mestosław, Google nigdy nie wskazał konkretnego powodu usunięcia.

– Wszystkie treści zgłoszone przez użytkowników jak najszybciej sprawdzamy – tłumaczy Adam Malczak z biura prasowego Google. – Jeśli uznamy, że naruszają zasady, usuwamy je. Może się zdarzyć, że film, który został zgłoszony przez użytkowników lub wykryty przez nasz zespół, zostanie niesłusznie usunięty. Gdy tylko otrzymujemy informacje o takiej pomyłce, jeszcze raz sprawdzamy film i podejmujemy odpowiednie działania, takie jak przywrócenie usuniętego filmu lub kanału – dodaje.

Kanał „Wiem co ćpiem" zapewne często zgłaszali użytkownicy, którzy uważali go za promocję narkotyków. Sam Mestosław twierdził zaś, że przekazuje na nim rzetelną wiedzę o substancjach psychoaktywnych. YouTube robi bowiem wyjątki, m.in. właśnie dla treści mających wartość i kontekst edukacyjny.

Opisany przypadek to jednak tylko przejaw szerszego zjawiska, jakim jest arbitralne i nadmierne blokowanie treści użytkowników przez administratorów serwisów społecznościowych (tzw. overblocking lub prywatna cenzura).

– Dziś istnieje dosłownie kilka portali o globalnym zasięgu z wyraźnie dominującą pozycją w swojej dziedzinie – wskazuje Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – W rękach tych serwisów skupiona jest potężna „władza" nad obiegiem informacji w sieci, a blokada na takim portalu oznacza istotne ograniczenie zasięgu rozpowszechnianych materiałów – dodaje.

W obecnym stanie prawnym użytkownicy, którzy padli ofiarą takiego działania, nie mają żadnych narzędzi, by mu się sprzeciwić. Co prawda w sierpniu zeszłego roku pojawił się projekt Ministerstwa Cyfryzacji, jak walczyć z tym procederem. Zgodnie z nim portal nie mógłby blokować treści w oparciu o regulamin czy linię programową. Gdyby doszło do blokady, użytkownik mógłby w ciągu 24 godzin wnieść sprawę do e-sądu, a ten miałby w sumie 96 h na jej rozpatrzenie. Po silnej krytyce medialnej resort wycofał się jednak z tego.

Z kolei ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną zachęca do kasowania każdej zgłoszonej treści niezwłocznie. Gdy administrator tego nie zrobi, sam naraża się na odpowiedzialność. Często też on sam nie ma możliwości rzetelnego ocenienia, czy materiał narusza prawo lub regulamin.

– Powinniśmy więc dążyć do zwiększenia przejrzystości zasad funkcjonowania serwisów społecznościowych oraz wprowadzenia niezależnych mechanizmów kontroli (np. sądowej) nad ich działalnością – wskazuje Dorota Głowacka. – Tak abyśmy mogli w razie potrzeby skutecznie dochodzić swoich praw, zarówno gdy dotknie nas overblocking, jak i gdy staniemy się ofiarą nienawistnych komentarzy.

Także rzecznik praw obywatelskich nie pozostaje obojętny na problem blokowania profilów przez takie serwisy społecznościowe jak Facebook czy YouTube.

– Tego rodzaju działania mogą zostać uznane za ograniczenie, a nawet naruszenie konstytucyjnie chronionej wolności słowa – mówi Aleksandra Kistowska z Biura RPO. – W ocenie rzecznika państwo polskie powinno ustosunkować się do wskazanego problemu.

Gdy w listopadzie 2016 r. Facebook usunął konta wielu działaczy i organizacji narodowych, RPO zorganizował specjalną debatę z udziałem bardzo różnych środowisk.

– Mimo odmiennych poglądów dyskutanci zgodzili się, że procedury usuwania treści z Facebooka są niewystarczające – wskazuje ekspertka. – Przyznali również, że potrzebna jest większa przejrzystość funkcjonowania Facebooka czy innych serwisów internetowych, takich jak YouTube. Filtrowanie napastliwych treści jest bowiem nieskuteczne, kryteria kasowania profilów niejasne, można również zakładać, że jest to proces zautomatyzowany – dodaje Aleksandra Kistowska.

O tym, jak łatwo zostać usuniętym z portalu, przekonał się ostatnio youtuber Metosław. Pierwszy jego filmik z kanału „Wiem co ćpiem" usunięto pod koniec listopada 2017 r. Jego autor, znany właśnie jako Mestosław, odwołał się od tej decyzji i materiał przywrócono. W grudniu skasowano jednak dwa inne filmiki i ponownie ten pierwszy. Było to trzecie ostrzeżenie, po którym kanał został usunięty. Po odwołaniu Google podtrzymał decyzję o jego blokadzie, jednak w początkach stycznia kanał został przywrócony. Jak informował Mestosław, Google nigdy nie wskazał konkretnego powodu usunięcia.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe