Meblowy biznes w wielu radosnych kolorach

Pomysł na biznes | Zaczynali 18 lat temu od samodzielnego malowania ścian we własnym mieszkaniu i przerobienia mebli do pokoju dziecka. Dziś prowadzą szybko rozwijającą się firmę na dynamicznie rosnącym rynku meblarstwa artystycznego.

Aktualizacja: 11.12.2017 07:37 Publikacja: 11.12.2017 07:01

Założyciele firmy Juliette Deco – Julia Garstecka-Kulka i jej mąż

Założyciele firmy Juliette Deco – Julia Garstecka-Kulka i jej mąż

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Kulka

Juliette Deco – tak nazywa się firma Julii Garsteckiej-Kulki. Nie jest plastyczką z wykształcenia, skończyła... rehabilitację. – Nie odnalazłam się w tej pracy i postanowiłam porzucić ten zawód – opowiada „Juliette". – Potem pomagałam w firmie rodzinnej przy księgowości – to też nie było dla mnie. Do zmiany zawodu w sposób naturalny skłonili ją znajomi, co jakiś czas prosząc, by coś zrobiła przy ich meblach – naprawiła, zmieniła tapicerkę czy pomalowała na inny kolor. Zawsze lubiła ładne rzeczy. Wychodziło jej to naprawdę dobrze. W kręgu znajomych, bliższych a coraz częściej i „znajomych innych znajomych" poszła fama, że warto jej powierzyć do przerobienia starą, nudną szafkę czy krzesło, które dzięki temu zyska nowe życie.

Skąd takie umiejętności? Uczyła się od scenografów teatralnych „starej daty", oglądając programy, filmy na Youtube, czytając itd. Jest samoukiem. Pierwszym większym projektem, który zrobiła, było mieszkanie jej przyjaciółki borykającej się ze stanami depresyjnymi . Zaprojektowała je w żywych kolorach, sama pomalowała. Dobrała oświetlenie i meble pasujące do wnętrza. Pojawił się namalowany na ścianie i wkomponowany we wnętrze obraz przedstawiający drzewo, nawiązujący do znanego obrazu Vincenta van Gogha „Kwitnący migdałowiec", który znajoma bardzo lubiła.

– Dostałam takiego „dobrego" kopniaka od rodziny, by w końcu robić to, co mi sprawia przyjemność a przy tym zarabiać – wspomina założycielka firmy. Pomógł jej też tata - doświadczony przedsiębiorca, ucząc technik prowadzenia biznesu.

Krąg zainteresowanych odnawianiem mebli ciągle się poszerzał; z czasem zaczęła za to pobierać opłaty. Jej mąż Grzegorz, architekt wnętrz, podsunął jej pomysł – pozyskanie unijnych środków na rozwój drobnego biznesu. W 2011 r. złożyła wniosek o dofinansowanie urządzenia pracowni mebli artystycznych. Jej pomysł na działalność polegającą nie tylko na projektowaniu i aranżacji wnętrz, ale i renowacji mebli, został doceniony. Dostała 40 tysięcy zł na start. Można było już za to kupić podstawowe narzędzia – wyposażyć pracownię i kupić program komputerowy do projektowania wnętrz.

Nie zawsze było „różowo". Na początku oszukało ich kilka osób, które nie zapłaciły za wykonane prace. Od tamtej pory z klientami robią dokładne kosztorysy ze szczegółowym wykazem prac. Ważnym elementem działalności jest projektowanie, renowacja i przeróbka mebli – zarówno tych powierzonych przez klientów, jak i zrobionych zgodnie z wyobrażeniem zamawiającego.

Zamówień przybywa, więc zatrudnili jeszcze dwie młode osoby. Podzielili się w naturalny sposób zadaniami – mąż, który studiował architekturę, projektuje, a także wykonuje prace cięższe i bardziej techniczne, ona - obdarzona zmysłem plastycznym – artystyczne. Wystarcza im to na życie na średnim poziomie w dużym mieście, a w słabszych okresach „meblarskich" pomaga inna działalność Grzegorza – „GardenSail", który zajmuje się projektowaniem i wykonywaniem elementów architektury ogrodowej i zadaszeń żaglowych.

Skąd biorą meble? Z tym bywa różnie. Część kupują na różnych wyprzedażach, głównie organizowanych na Śląsku. Inne pochodzą ze zlikwidowanego ośrodka wypoczynkowego nad Zegrzem. Jeszcze inne, z opróżnionych przez młodych ludzi, zakupionych mieszkań. Są pośród nich zarówno meble antyczne, jak i nowoczesne, także modne ostatnio te z lat 50., 60. i 70., czyli z okresu PRL. Inne, zarówno stylizowane na antyki, jak i nowoczesne, przygotowuje w elementach do złożenia wypróbowana stolarnia, z którą na stałe współpracują. Początkowo magazynowali sprzęty w pokojach, pracowali w garażu. Był to prawdziwy biznes „garażowy". Dziś dorobili się już własnej pracowni – to cztery pomieszczenia, w których trzymają meble na różnym etapie obróbki i przygotowania.

Jak przekonują właściciele Juliette Deco, ich pasją jest tworzenie wnętrz, mebli i przedmiotów, które sprawią, że zawsze z radością wraca się do własnego domu. I cieszą się, że mogą robić to, co się lubi i czuje. ©?

Opinia

Beata Michalik | redaktor prowadząca portal Biznesmeblowy.pl

W kręgach projektantów i producentów mebli wiele mówi się o trendzie personalizacji mebli i innych elementów wyposażenia wnętrza. Jednym z „nurtów" tego trendu jest powracanie do ciekawych i w pewnym sensie kultowych modeli sprzed lat, m.in. z okresu PRL-u. Kilka firm, które zajmują się zarówno projektowaniem, jak i wykonywaniem mebli uczyniło z tego swoisty znak rozpoznawczy, ale nowe wersje swoich niektórych modeli sprzed lat produkują też duże i znane firmy jak Paged czy Fameg. Myślę, że na razie jest to zjawisko raczej niszowe, przeznaczone dla tych klientów, którzy orientują się w aktualnych trendach i chcą mieć w domu coś oryginalnego. Czy małe firmy, wykonujące personalizowane meble na zamówienie mogą być konkurencją dla gigantów? Raczej mało prawdopodobne. Mogą być za to alternatywą dla masowej produkcji. Podobną rolę spełniają też niewielkie, butikowe sklepy, tzw. concept store, które sprowadzają dizajnerskie perełki z zagranicy albo promują młodych polskich projektantów. ?

Kupują wszyscy, bez względu na stan portfela

Blisko co czwarty Polak deklaruje nabycie używanych mebli w ciągu ostatnich trzech lat. Gospodarstwa domowe o najwyższych dochodach (przekraczających 10 tys. zł netto miesięcznie) kupują używane meble równie często, co te o najniższych dochodach (do 2 tys. zł). Może świadczyć to o istnieniu trendu na kupowanie używanych mebli jako sposobie na oryginalne rozwiązania w wyposażeniu mieszkania i o coraz częstszym poszukiwaniu unikatowych sposobów aranżacji mieszkań (źródło: badanie KPMG, 2016).

Juliette Deco – tak nazywa się firma Julii Garsteckiej-Kulki. Nie jest plastyczką z wykształcenia, skończyła... rehabilitację. – Nie odnalazłam się w tej pracy i postanowiłam porzucić ten zawód – opowiada „Juliette". – Potem pomagałam w firmie rodzinnej przy księgowości – to też nie było dla mnie. Do zmiany zawodu w sposób naturalny skłonili ją znajomi, co jakiś czas prosząc, by coś zrobiła przy ich meblach – naprawiła, zmieniła tapicerkę czy pomalowała na inny kolor. Zawsze lubiła ładne rzeczy. Wychodziło jej to naprawdę dobrze. W kręgu znajomych, bliższych a coraz częściej i „znajomych innych znajomych" poszła fama, że warto jej powierzyć do przerobienia starą, nudną szafkę czy krzesło, które dzięki temu zyska nowe życie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko