Zdaniem prof. Tomasza Ciacha, kierownika Zakładu Biotechnologii i Inżynierii Bioprocesowej Politechniki Warszawskiej, samej aparatury jest w Polsce dość dużo. – Jednak jest ona często niedostępna dla małych spółek biotechnologicznych. Uczelnie niespecjalnie chcą się nią dzielić, bo nie zawsze jest to w ich interesie. Rozwiązaniem powszechnie znanym na świecie są tzw. inkubatory, których w samym Bostonie jest 49, a w Warszawie nie ma ani jednego. Inkubator CIC Lab (Cambridge Innovation Center Laboratory) to typowy inkubator, w którym spółka biotechnologiczna może wynająć pomieszczenie, na tzw. benche, czyli dostęp do biurka na godziny, zyskując dostęp do najnowszej aparatury. Robi to odpłatnie bądź za udziały. Do budowy i usytuowania swoich inkubatorów Amerykanie podchodzą wręcz „religijnie", planując w nich przedszkola, miejsca do karmienia dzieci i przestrzenie na narady. Ten model się sprawdza. Gdy byłem tam wiosną ubiegłego roku, w ciągu czterech lat istnienia CIC Lab kupował spółki za 7 mld dolarów. Podobne rozwiązanie jest potrzebne w Polsce – mówił prof. Ciach.
Bartosz Sokoliński, dyrektor Biura Rozwoju i Innowacji w Agencji Rozwoju Przemysłu, przyznał, że ARP myśli o stworzeniu nie tyle inkubatora, co akceleratora: – Mamy już akcelerator gier wideo w Cieszynie i zastanawiamy się, jak stworzyć coś podobnego nie tyle w branży biotechnologii, ale szerzej – life sciences. Polska jest uznanym producentem żywności i plasuje się w ścisłej czołówce w Europie w branży mleczarskiej. Obszarów, w których jesteśmy liderem, jest kilka, np. branża kosmetyczna. Polscy producenci konkurują z markami z całego świata, a rynek kosmeceutyków, czyli kosmetyków z komponentem medycznym, na całym świecie dopiero kiełkuje, więc możemy wystartować w jednym peletonie z innymi krajami. Kolejną dziedziną może się okazać bioinformatyka. Mam więc nadzieję, że CIC Lab kiedyś powstanie – mówił Bartosz Sokoliński.
Bogusław Sieczkowski, wiceprezes Selvity, stwierdził, że dziesięć lat istnienia jego firmy pokazuje jak w soczewce problemy spółki z branży biotechnologicznej chcącej osiągnąć sukces w Polsce. – Nie jest to niemożliwe, bo nam się udało i podobnych sukcesów jest coraz więcej, ale brak dobrej infrastruktury jest coraz bardziej odczuwalny. Wystarczy, że Selvita wynajęła w Krakowie parę tysięcy metrów kwadratowych powierzchni laboratoryjnej i okazało się, że na rynku nie zostało jej już ani skrawka. Ponieważ my przeszliśmy już barierę rynkową, poradziliśmy sobie z tym, budując własny budynek. Dla małych firm jest to jednak bariera nie do pokonania. A przecież laboratorium jest warunkiem koniecznym dla rozwoju firmy biotechnologicznej. Choć zwykłe powierzchnie biurowe powstają jak grzyby po deszczu, deweloperzy nie chcą dać się namówić na budowę przestrzeni, która pomieści laboratoria, a więc o większej nośności i z większym światłem między stropami. Gdy prosiliśmy o takie pomieszczenia, w odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie będą budować tylko dla nas. Tymczasem my chcieliśmy wynająć powierzchnię od razu na 20 lat. Dziś zaczynamy więc własną budowę Centrum Leków Innowacyjnych. Mamy nadzieję, że prace budowlane ruszą w I kwartale 2018 r., a wprowadzić chcielibyśmy się już w 2019 r. Pozytywną wiadomością jest wsparcie Ministerstwa Rozwoju, które zauważyło, że na rynku jest mało takich placówek – mówił.
Coraz większa pomoc z NCBiR
Eksperci zgodzili się, że rozwojowi biotechnologii sprzyja coraz większa dostępność finansowania. – W tej branży istnieje ogromna nadpodaż pieniądza, a z raportów wynika, że użycie środków publicznych na innowacyjne przedsięwzięcia zmniejsza się na rzecz kapitału prywatnego. Wydaje się, że katalizatorem będzie współpraca mniejszych, rozwijających się spółek z dużymi przedsiębiorcami, którzy dadzą im poczucie, że to, co robią, ma sens – mówił dr Paweł Wiśniewski. – Te spółki potrzebują wykwalifikowanego sztabu zarządzających, potrafiących kreatywnie rozwijać takie projekty. To kwestia obycia w sektorze dopiero rozwijającym się w Polsce. Dla autorów ciekawych pomysłów, którzy często wywodzą się z uczelni, regulatorowa ścieżka rozwoju produktu medycznego jest tak niezrozumiała i zawiła, że zdają się na kogoś, kto twierdzi, że wie. Mają szczęście, jeśli trafią na zaufanych partnerów, dysponujących know-how, takich jak Selvita czy AstraZeneca – mówił dr Wiśniewski.
Aleksandra Mościcka-Studzińska przyznała, że NCBiR podpisuje coraz więcej umów w obszarze szeroko rozumianej technologii i farmacji, co przekłada się na liczbę realizowanych projektów: – W 2012 r. była tylko jedna taka umowa, w 2016 – 37. Projekty są też dużo większe. Pierwszy projekt został dofinansowany kwotą 0,5 mln zł, teraz średnie dofinansowanie to 24 mln zł. Centrum udziela pomocy publicznej, wiec nie może finansować prac badawczych przedsiębiorców w 100 proc. Statystycznie jednak z roku na rok rośnie wkład własny przedsiębiorców – mówiła.
Jarek Oleszczuk podkreślał, że w USA Narodowy Instytut Zdrowia (National Institute of Health), czyli jeden z odpowiedników NCBiR, przeznacza na wczesne badania przedkliniczne w sumie ok. 50–80 mld dol. rocznie, co sprawia, że z NIH pochodzi 60–70 proc. wszystkich nakładów, a im późniejsza faza badania, tym mniejsze dofinansowanie publiczne. W fazach klinicznych finansowanie jest bliskie zera i przechodzi na barki przedsiębiorstw. – Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, co się sprzedaje i czego przedsiębiorstwa potrzebują od małych graczy, jakie technologie są im najbardziej potrzebne i w jakich obszarach należy stworzyć minicentra kompetencyjne. Zobaczmy, na co konkretnie jest popyt w ramach sektora life science i w to inwestujmy pieniądze publiczne. Jest cała paleta technologii, w których Polska mogłaby być liderem. Mamy rewolucje 4.0 i warto ją wykorzystać – podkreślał Jarek Oleszczuk. Prof. Ciach zauważył, że w branży wracają technologie degradacyjne: – Firmy, które dysponują wyłącznie pomysłem, sprzedały się za setki tysięcy dolarów. Uważam, że pomysłu należy szukać na przecięciu się polskich specjalizacji. Inwestujący w spółki biotechnologiczne powinni oswoić ryzyko, bo 95 proc. projektów innowacyjnych może się nie powieść. Starajmy się oswajać to ryzyko, dywersyfikując je i inwestując w liczne projekty. Wtedy możemy mieć pewność, że 5 proc. z nich się powiedzie – podkreślał profesor.