„Wizja samorządów, wizja deweloperów. Jak najbardziej efektywnie pogodzić strategie władz lokalnych i biznesu?" – to temat debaty z udziałem samorządowców, deweloperów i ekspertów, która odbyła się w siedzibie „Rzeczpospolitej".
Wiceprezydent Gdyni Katarzyna Gruszecka-Spychała przyznała, że zdarzają się sytuacje, w których interes dewelopera jest rozbieżny z interesem samorządu. Jak jednak dodała, jej doświadczenie wskazuje, że współpraca jest najczęściej harmonijna, a cel spójny.
Absurdalne przepisy
– Często, gdy dany teren nie ma planu miejscowego zagospodarowania przestrzennego, definiujemy go wspólnie. Planowanie przestrzenne nie polega bowiem na wymyśleniu czegoś kosmicznego i szukaniu naiwnego, który to wybuduje. Należy szukać pomysłów będących kompromisem między idealistyczną miejską wizją zrównoważonego i ukierunkowanego rozwoju a wizją dewelopera, który działa z zamiarem zysku, zaś kwestie rozwojowe są dla niego na drugim miejscu. Podstawą jest dialog – podkreślała Gruszecka-Spychała. Dodała, że jeżeli plan miejscowy istnieje i stanowi przeszkodę dla dewelopera, miasto pomaga mu go zmienić, o ile jest to z korzyścią dla obu stron.
Rafał Twarowski, członek zarządu GTC, zauważył, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy plan miejscowy zagospodarowania przestrzennego już istnieje. Z taką sytuacją firma GTC ma do czynienia w Warszawie, gdzie chce wybudować Galerię Wilanów. Plan dla terenu inwestycji został uchwalony w 2001 r., w obowiązującym w tamtym czasie reżimie prawnym. – Wówczas na przykład plan miejscowy był podstawą uzyskania warunków zabudowy (WZ) i dopiero WZ stanowiły podstawę pozwolenia na budowę. Dzisiaj plan jest zrównany z WZ. Nie można jednak powiedzieć, że plan miejscowy z 2001 r. jest nieważny. On nadal obowiązuje, nigdy nie został uchylony ani zmieniony, a zawarta w ustawie o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych (WOH) definicja WOH została przyjęta dopiero kilka miesięcy po jego uchwaleniu – mówił Twarowski. Dodał, że dziś GTC i miasto dzieli problem prawny. – My twierdzimy, że nabyliśmy teren z pewnymi prawami, których na dzisiaj nie można nas pozbawić, bo plan miejscowy nie został zmieniony. Miasto tymczasem twierdzi, że nie mamy prawa do WOH w tym miejscu, bo z dzisiejszego punktu widzenia i zgodnie z dzisiejszą interpretacją ustaw można uznać, że w tym planie miejscowym nie ma zapisów o WOH. Czy to oznacza może, że miasto nie wypełniło swojego ustawowego obowiązku swoistej korekty tego planu pod wpływem zmieniającego się otoczenia prawnego poprzez jego ponowne uchwalenie w adekwatnej do zmienionego prawa sytuacji? Bo Naczelny Sąd Administracyjny twierdzi, że należało uaktualniać plany miejscowe, podczas gdy w prawie nie ma takiego pojęcia jak uaktualnienie planu – trzeba go uchwalić od początku. Idąc takim tokiem myślenia, należałoby oczekiwać od wszystkich samorządów, że przy każdej nowelizacji prawa wszystkie plany wyrzucane będą do kosza i uchwalane od nowa. To absurd, niewykonalny technicznie i finansowo – tłumaczył Rafał Twarowski.