Ekspansja warta wsparcia

Firmy rodzinne to marki same w sobie. O ile wyróżniają się one jednak pozytywnie na rynku krajowym, o tyle trudno oprzeć ekspansję za granicą na nazwisku założyciela czy sygnowaniu produktów napisem „Made in Poland".

Publikacja: 25.03.2018 21:00

Uczestnicy debaty zgodnie uznali, że o działalności i sukcesach firm rodzinnych najpierw trzeba zacz

Uczestnicy debaty zgodnie uznali, że o działalności i sukcesach firm rodzinnych najpierw trzeba zacząć mówić głośno w kraju, a następnie promować je również poza Polską. Ich ekspansja zagraniczna to przecież wartość dodana dla całej gospodarki.

Foto: Rzeczpospolita, Wojciech Jączyński

O tym, jak budować markę firmy rodzinnej, także w kontekście podboju rynków zagranicznych, dyskutowali uczestnicy debaty pt. „Firma rodzinna to marka" podczas V Międzynarodowego Kongresu Firm Rodzinnych.

– Warto, aby nasi partnerzy biznesowi, ale i ogólnie całe społeczeństwo, zdawali sobie sprawę, co oznacza działalność firm rodzinnych. To nie są wyłącznie małe firmy, jak np. warsztaty samochodowe czy piekarnie, ale często także bardzo duże, o zasięgu międzynarodowym. To firmy, dla których ważne jest patrzenie na rozwój w dłuższej perspektywie, inwestujące zarówno w kraju, jak i za granicą, niejednokrotnie tworzące tysiące miejsc pracy – mówił Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes spółki LPP.

– Każda firma buduje swą markę i chce się wyróżnić. Jednym z naszych wyróżników jest właśnie rodzinność przejawiająca się np. tym, że pierścionek zaręczynowy nie jest sprowadzany z Azji, ale projektowany tu, na miejscu, przez naszego projektanta, a następnie wykonywany przez naszego złotnika, których nazwiska komunikujemy z dumą klientom. Decyzja o zachowaniu własnej produkcji wiele lat temu nie była oczywista i mogła wydawać się pewną nonszalancją. Rachunek ekonomiczny sugerował, że powinniśmy wszystko importować – tłumaczył Krzysztof Madelski, współwłaściciel firmy YES.

– Wiele lat później okazało się, że ta decyzja była właściwa, gdyż nasi klienci oczekują autentycznych produktów, za którymi stoją ludzie z krwi i kości. Nie wiem, czy prowadząc korporację, moglibyśmy sobie pozwolić na tak duży udział intuicji w podejmowanych decyzjach – dodał.

Zdaniem Ewalda Rabena, prezesa Raben Group, firmy rodzinne cechuje też to, że nie koncentrują się wyłącznie na celach sprzedażowych, ale także na potrzebach pracowników. – W korporacjach, w lepszych okresach zatrudnia się ludzi, a w gorszych bez wahania zwalnia. W firmach rodzinnych tak to nie działa. Pracowników nie zwalania się ot tak, gdyż są traktowani jako część rodziny. To znacząca przewaga firm rodzinnych – tłumaczył szef Raben Group.

W jego ocenie polskie firmy rodzinne są coraz bardziej zauważane przez klientów, ale nie cieszą się jeszcze taką renomą i estymą jak choćby w Niemczech, czy w innych krajach Europy Zachodniej. – Tam tradycje są o wiele dłuższe. Niektóre firmy działają już nawet po kilkaset lat i przykładowo rok założenia 1756 r. przemawia do klientów – tłumaczył Raben. Zdaniem Adrianny Lewandowskiej, prezes Instytutu Biznesu Rodzinnego (IBR) to pokazuje, jak dużo jest do zrobienia w Polsce, gdzie praktycznie nie mówi się o ekonomii dobrego kapitału rodzinnego.

– Jesteśmy na początku promocji firm rodzinnych – przyznał Zbigniew Leszek, założyciel firmy Lechpol. – Lokalnie moja firma jest marką, ale przy wyjściu na rynki zagraniczne pojawiają się problemy. O ile w Rumunii nasza, jednak dość krótka, historia nie przeszkadzała, a rodzinność była atutem, o tyle już w Holandii byliśmy traktowani nieufnie jako produkt bez żadnej wręcz renomy – tłumaczył Zbigniew Leszek.

Marka na pokolenia

Uczestnicy debaty zastanawiali się m.in. jak budować markę firmy rodzinnej w obliczu zmian pokoleniowych, tak aby występujące różnice w postrzeganiu świata i prowadzeniu biznesu jak najmniej przeszkadzały w jego rozwoju.

– Między pokoleniami w firmach rodzinnych występuje naturalne napięcie wynikające z innej percepcji otoczenia i szybko zmieniającego się świata – mówił Madelski, wskazując, że starsze pokolenie jest twórcą, legitymuje się sukcesem i doświadczeniem, dlatego dość naturalnie dąży do narzucenia swej wizji rozwoju, następcy zaś lepiej czują trendy globalizacji i cyfryzacji i oczekują bardziej demokratycznego procesu podejmowania decyzji. Co w tej sytuacji?

– Najważniejsze, aby nie zrazić młodego pokolenia, aby nie zatracili chęci zmiany i pozostali zmotywowani i zaangażowani. Warto szukać stanu równowagi między doświadczeniem i nowoczesnością. Tym bardziej że młodzież bardzo szybko uczy się na błędach i nie można zabraniać eksperymentów czy krytycznego myślenia – stwierdził współwłaściciel YES.

To ważne w kontekście danych, z których wynika, że tylko 30 proc. sukcesji w firmach rodzinnych kończy się powodzeniem. – Przy pierwszej sukcesji jest stosunkowo łatwo, bo liczba sukcesorów i poglądów jest najmniejsza. Gorzej jest w kolejnych pokoleniach, a pamiętajmy też, że menedżerowie wyższego szczebla obawiają się pracy w firmach rodzinnych, gdyż w nich rodzina zawsze ma dużo do powiedzenia – zauważył Zbigniew Leszek. – Równowaga międzypokoleniowa jest też ważna w kontekście danych, z których wynika, że tylko 8 proc. przedstawicieli młodszego pokolenia wiąże swe nadzieje zawodowe z firmą rodzinną – dodała Lewandowska, przypominając, że sukcesja zewnętrzna – sukcesja władzy i wiedzy, ale nie własności – jest znacznie częściej wybieranym modelem na Zachodzie niż w Polsce. – U nas zwykle szukamy jednak w kręgu rodziny, choćby dalszej – zauważyła szefowa IBR.

Z drugiej strony – jak stwierdził Ewald Raben – na zachodzie Europy, np. w jego rodzinnej Holandii, można zaobserwować trend, zgodnie z którym coraz więcej Europejczyków chce kontynuować tradycje i pracować w firmie rodzinnej, przejmując ją od przodków.

Pod innym szyldem

Podczas debaty poruszono też kwestię ekspansji zagranicznej w wydaniu firm rodzinnych. Przedsiębiorcy starali się odpowiedzieć na pytanie, czy eksportując i handlując z zagranicą, warto informować o rodzinności firmy, jej korzeniach i zasadach, którymi kieruje się stojąca za przedsiębiorstwem rodzina.

– To złożony problem i najprawdopodobniej każda firma, wychodząc poza swój kraj, idzie nieco inną drogą – zauważył Przemysław Lutkiewicz. Zdradził jednak, że model biznesowy wybrany przez LPP to sprzedaż odzieży zaprojektowanej przez polskich projektantów, a sklepy, które LPP otwiera za granicą, są projektowane i budowane przez polskie przedsiębiorstwa. To wartość dodana dla polskiej gospodarki. W ten sposób powstaje uzupełniający się system polskich firm trafiających na nowe rynki.

– Polskie firmy bardzo dobrze radzą sobie za granicą i to bez wsparcia rządowego. Oczywiście ekspansja jest czaso- i kapitałochłonna. Ważna jest też wielkość naszego rodzimego rynku, który daje podstawy do rozwoju poza jego granicami. Obserwowaliśmy już w latach 90. XX w. firmy, np. czeskie czy chorwackie, z bardzo dobrymi produktami, którym ograniczony rynek krajowy uniemożliwiał szanse na rozwój w innych krajach – tłumaczył wiceprezes LPP. Jego zdaniem, w przypadku ekspansji firm rodzinnych ważne jest to, że właściciel może samodzielnie zdecydować o wejściu na dany rynek. – Chodzi tu o odwagę, a wręcz wizjonerstwo naszych przedsiębiorców. To atut nie do przecenienia – mówił Lutkiewicz.

Zdaniem Madelskiego warto się zastanowić nad powstaniem platform wsparcia firm rodzinnych na niwie eksportowej, bo co prawda stoi za nimi dobry produkt i tradycja rodzinna, ale trudno im się przebić za granicą. Obiecujące są branże oparte na własnym wzornictwie, prowadzącym do silnego i wyróżniającego design identity marki, bo to ten kierunek, a nie imitowanie innych, buduje większą wartość.

– Najpierw warto uświadomić naszemu społeczeństwu, że podpis „Made in Poland" w branży spożywczej coś znaczy, ale już w branży elektroniki nie. Choć produkty też mamy dobre i odnosimy sukcesy, to nikt o nich nie mówi. W efekcie musimy się kryć pod angielskimi i niemieckimi nazwami, po których trudno dociec, że kraj pochodzenia to Polska, nie mówiąc już o nazwisku właściciela firmy rodzinnej – utyskiwał Zbigniew Leszek. – Do naszego kraju wpuściliśmy wszystkie marki, ale inne kraje chronią swe rynki. Sukcesy polskich firm, takich jak np. Gino Rossi, biorą się stąd, że nikt nie wiedział, że to firma z Polski. Dlatego wszędzie zabiegam o promocję sukcesów polskich firm, gdyż cudze chwalimy, a swego nie znamy – mówił założyciel Lechpolu.

Jak przekonywał, potrzebne jest wsparcie polskich firm i marek za granicą. Tym bardziej że dość dziwna jest sytuacja, w której zagraniczna firma wchodzi na polski rynek, tworząc niekiedy ledwie kilka miejsc pracy, a szum medialny ją promujący obejmuje cały kraj, natomiast o polskich firmach rodzinnych, często potężnych, mówi się niewiele. – Jak mają się one przebić za granicą, jak nawet w kraju nikt nie wie, że stoi za nimi dobry produkt i dobra rodzina – pytał retorycznie Zbigniew Leszek. Ewald Raben przyznał, że z nazwiskiem holenderskim łatwiej jest mu robić biznes i w Polsce i na Zachodzie.

– Mimo tych trudności jestem spokojny o rozwój polskich firm rodzinnych. Wartości przez nie wyznawane, długofalowość działania i jakość ich produktów oraz fakt, że w firmach rodzinnych tak ważne jest nazwisko, które nosimy przecież przez całe życie, upoważnia do optymistycznego spojrzenia na ich dalszy rozwój – ocenił Przemysław Lutkiewicz.

O tym, jak budować markę firmy rodzinnej, także w kontekście podboju rynków zagranicznych, dyskutowali uczestnicy debaty pt. „Firma rodzinna to marka" podczas V Międzynarodowego Kongresu Firm Rodzinnych.

– Warto, aby nasi partnerzy biznesowi, ale i ogólnie całe społeczeństwo, zdawali sobie sprawę, co oznacza działalność firm rodzinnych. To nie są wyłącznie małe firmy, jak np. warsztaty samochodowe czy piekarnie, ale często także bardzo duże, o zasięgu międzynarodowym. To firmy, dla których ważne jest patrzenie na rozwój w dłuższej perspektywie, inwestujące zarówno w kraju, jak i za granicą, niejednokrotnie tworzące tysiące miejsc pracy – mówił Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes spółki LPP.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację