Inflacja wychodzi z uśpienia

Brak rąk do pracy skutkuje coraz szybszym wzrostem płac. Firmy mogą sobie pozwolić na przerzucenie tego kosztu na konsumentów. I to robią.

Aktualizacja: 03.10.2017 06:42 Publikacja: 02.10.2017 20:08

Inflacja wychodzi z uśpienia

Foto: Fotolia

Tegoroczny wzrost cen masła o kilkadziesiąt procent w oczach części konsumentów stał się symbolem szalejącej w Polsce inflacji. Za tym wzrostem, który zresztą dobiega końca, stoją jednak czynniki specyficzne dla branży mleczarskiej. W szerokiej gospodarce dynamika cen jest wciąż umiarkowana pomimo rosnącego szybko popytu konsumpcyjnego. Ale, jak pokazują dane z ostatnich dni, to zaczyna się zmieniać. Rada Polityki Pieniężnej, która dotąd zakładała, że inflacja wróci do celu NBP (2,5 proc. rok do roku) dopiero w 2019 r., będzie musiała prawdopodobnie zrewidować te oczekiwania.

Inflacja płacowa

W piątek GUS oszacował wstępnie, że indeks cen konsumpcyjnych (CPI) – podstawowa miara inflacji w Polsce – wzrósł we wrześniu o 2,2 proc. rok do roku, po zwyżce o 1,8 proc. w sierpniu. Ten odczyt zaskoczył ekonomistów, którzy przeciętnie oceniali, że inflacja przyspieszyła do 2 proc.

Ostatnio ceny konsumpcyjne rosły tak szybko w lutym br., ale tylko przez miesiąc. Dłużej powyżej 2 proc. inflacja utrzymywała się poprzednio w 2012 r. – Jej spadek po lutym był korektą w trendzie wzrostowym. Jeszcze jedna taka korekta wystąpi na przełomie roku w związku z efektami bazy odniesienia (rok wcześniej ceny ropy naftowej były wyższe, niż będą prawdopodobnie pod koniec br. – red.). To jednak nie zmienia faktu, że inflacja przyspiesza, a jej głównym motorem są rosnące płace – powiedział „Rz" Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Już w lipcu polemizowaliśmy ze scenariuszem NBP, wedle którego wzrost płac mocno nie przyspieszy, m.in. za sprawą imigracji. Ewidentnie jest inaczej. Napięcia na rynku pracy się nasilają, prowadząc do wzrostu kosztów firm. Te zaś przerzucają koszty na konsumentów, korzystając z rosnącego szybko popytu – dodał.

Konsumenci zapłacą

Potwierdzeniem tej tezy mogą być szczegóły poniedziałkowego odczytu PMI, wskaźnika koniunktury w przemyśle przetwórczym, obliczanego na podstawie ankiety wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw.

We wrześniu, jak podała firma IHS Markit, PMI w polskim przemyśle wzrósł do 53,7 pkt z 52,5 pkt w sierpniu. Każdy jego odczyt powyżej 50 pkt oznacza, że więcej ankietowanych firm dostrzega poprawę koniunktury w porównaniu z poprzednim miesiącem niż jej pogorszenie. Dystans od tej granicy stanowi więc miarę tempa rozwoju przemysłu przetwórczego. We wrześniu było ono najszybsze od kwietnia.

Ankietowani przez IHS Markit menedżerowie odpowiadają m.in. na pytania o to, jak zmieniły się w ich firmach w porównaniu z poprzednim miesiącem produkcja, wartość zamówień, zatrudnienie, zaległości produkcyjne itp. Wrześniowa zwyżka PMI to odzwierciedlenie m.in. najszybszego od lutego 2015 r. wzrostu wartości zamówień, co przyczyniło się do przyspieszenia wzrostu produkcji.

PMI po raz kolejny pokazał jednak, że firmy przemysłowe zaczynają dochodzić do granic możliwości produkcyjnych. Po raz pierwszy od ponad czterech lat ankietowane przedsiębiorstwa nie zwiększyły zatrudnienia. W efekcie po raz drugi z rzędu zwiększyły się ich zaległości w realizacji zamówień. To, wraz z wzrostem kosztów, przyczyniło się do największej od kwietnia 2011 r. zwyżki cen wyrobów gotowych. Skoro firmy nie są w stanie wyprodukować tyle, aby sprostać rosnącemu popytowi, mogą podwyższać ceny.

– Braki kadrowe blokują wzrost produkcji, a dodatkowe koszty produkcji związane m.in. z opłaceniem nadgodzin dotychczas zatrudnionych pracowników zmuszają firmy do przerzucania tych obciążeń na ceny wytwarzanych dóbr. To klasyczny przykład przegrzania koniunktury w przemyśle, prowadzącej do presji płacowej i inflacyjnej – ocenił Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. – Biorąc pod uwagę wciąż silny popyt u naszych partnerów handlowych, a przy tym odpływ pracowników na emeryturę związany z obniżeniem wieku emerytalnego, można zakładać, że skala przerzucania rosnących kosztów wytwarzania na ceny dóbr finalnych będzie tylko narastała – dodał.

Mniej komfortu w RPP

W kwietniu 2011 r., gdy poprzednio ankietowane na potrzeby PMI firmy raportowały tak znaczący wzrost cen swoich wyrobów, jak w minionym miesiącu, CPI rósł w tempie 3,5–5 proc. rocznie. Czy teraz będzie podobnie? – Narastająca presja płacowa przekłada się na inflację z pewnym opóźnieniem. Oczekujemy, że wzrost CPI dojdzie do celu NBP w czerwcu 2018 r. Inflacja bazowa (nieobejmująca cen energii i żywności, na które przemożny wpływ ma globalna sytuacja – red.) sięgnie wtedy około 2 proc. – powiedział Piotr Bujak.

Narastające napięcia w sektorze przemysłowym z pewnością będą przedmiotem dyskusji RPP podczas rozpoczynającego się we wtorek posiedzenia. Dotąd w Radzie dominował pogląd, że główna stopa procentowa NBP może pozostać na obecnym poziomie (1,5) proc. jeszcze przez około rok. Ten przekaż wkrótce może się jednak zmienić. – Członkowie RPP deklarowali niejednokrotnie spore zainteresowanie wskazaniami PMI i jeżeli tak jest nadal, to mogą zostać zmuszeni do otwarcia dyskusji o zacieśnieniu polityki pieniężnej wcześniej, niż jeszcze niedawno zakładała większość z nich – zauważył Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.

Czy ceny będą dalej szybko rosły?

Podyskutuj z nami na: facebook.com/ dziennikrzeczpospolita

Opinie

Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy

Polska gospodarka weszła w fazę boomu, a w tych okolicznościach można spodziewać się stopniowego narastania żądań płacowych, a następnie wzrostu inflacji. Dane dotyczące wynagrodzeń oraz kosztów pracy sugerują zresztą, że te zjawiska już się uwidoczniły. Obecne problemy firm ze znalezieniem pracowników będą się nasilały z dwóch powodów. Po pierwsze, pojawi się dodatkowy wzrost zapotrzebowania na pracowników w budownictwie w związku z ożywieniem w inwestycjach, po drugie obniżenie wieku emerytalnego doprowadzi do spadku podaży pracy. W efekcie nasilała się będzie presja płacowa. To sprawi, że w połowie 2018 r. roczna inflacja przekroczy naszym zdaniem 2,5 proc.

Bohdan Wyżnikiewicz, prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych

Przyspieszenie inflacji w kolejnych miesiącach jest bardzo prawdopodobne, bo presja na wzrost cen może pochodzić z kilku miejsc. Po pierwsze, nasila się wzrost wynagrodzeń. Firmy mają kłopoty ze znalezieniem pracowników, a ci zgłaszają coraz wyższe żądania płacowe. Podobnie czyni kilkaset tysięcy Ukraińców pracujących w Polsce, mając argument w postaci groźby wyjazdu w głąb UE. Drugim ważnym czynnikiem jest rosnący popyt konsumencki, m.in. dzięki programowi 500+, sprzyjający podnoszeniu cen przez producentów. Wreszcie presję inflacyjną wzmacnia słabnący ostatnio złoty, przez co drożeją importowane dobra konsumpcyjne, których nie może zastąpić krajowa produkcja.

Tegoroczny wzrost cen masła o kilkadziesiąt procent w oczach części konsumentów stał się symbolem szalejącej w Polsce inflacji. Za tym wzrostem, który zresztą dobiega końca, stoją jednak czynniki specyficzne dla branży mleczarskiej. W szerokiej gospodarce dynamika cen jest wciąż umiarkowana pomimo rosnącego szybko popytu konsumpcyjnego. Ale, jak pokazują dane z ostatnich dni, to zaczyna się zmieniać. Rada Polityki Pieniężnej, która dotąd zakładała, że inflacja wróci do celu NBP (2,5 proc. rok do roku) dopiero w 2019 r., będzie musiała prawdopodobnie zrewidować te oczekiwania.

Pozostało 91% artykułu
Dane gospodarcze
Lepsze nastroje w niemieckiej gospodarce. Najgorsze już minęło?
Dane gospodarcze
Węgrzy znów obniżyli stopy procentowe
Dane gospodarcze
Mniejsza szara strefa. Ale rynku alkoholi to nie dotyczy
Dane gospodarcze
GUS: płace wciąż rosną. Z zatrudnieniem nie jest tak dobrze
Dane gospodarcze
Najnowsze dane z produkcji. Jest gorzej niż marcu