– Uważamy, że GUS dobrze liczy inflację, nie kwestionujemy tych danych – powiedział w poniedziałek Jacek Kotłowski, zastępca dyrektora Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP. Jak wyjaśnił, w zestawieniu z innymi danymi z gospodarki, np. dotyczącymi tempa wzrostu płac, to, że w Polsce inflacja jest niższa niż w innych krajach regionu, trudno uznać za zagadkę.
Według najnowszych prognoz DAE NBP zawartych w opublikowanym w poniedziałek „Raporcie o inflacji" Indeks Cen Konsumpcyjnych (CPI) będzie w tym roku rósł średnio w tempie 1,8 proc. rok do roku, po 2 proc. w ub.r. W kolejnych latach inflacja przyspieszy, ale aż do końca 2020 r. pozostanie w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu NBP (2,5 proc. +/- 1 pkt proc.). W przyszłym roku wynosić ma średnio 2,7 proc., a w 2020 r. średnio 2,9 proc. Poprzednie prognozy, z marca br., sugerowały, że w tym roku CPI będzie rósł średnio w tempie 2,1 proc. rok do roku, w kolejnych latach zaś odpowiednio w tempie 2,7 i 3 proc.
Nieco bardziej zmieniła się oczekiwana przez ekonomistów NBP ścieżka tzw. inflacji bazowej, nieobejmującej cen energii i żywności, które kształtują się w dużej mierze pod wpływem sytuacji na globalnych rynkach. Marcowy „Raport o inflacji" sugerował, że inflacja bazowa przyspieszy w tym roku do średnio 1,6 proc., z 0,7 proc. w 2017 r., a w 2019 r. i 2020 r. wyniesie odpowiednio 2,6 i 3 proc. Obecnie DAE NBP przewiduje, że w tym roku inflacja bazowa średnio wyniesie 0,8 proc., w 2019 r. przyspieszy do 2,1 proc., a w 2020 r. do 2,7 proc. Ekonomiści NBP dokonali takiej rewizji prognoz inflacji, choć gospodarka rozwija się szybciej, niż oczekiwali. W tym roku najprawdopodobniej powiększy się o 4,6 proc., tak samo jak w ub.r., zamiast o 4,2 proc., jak przewidywali w marcu.
W czerwcu CPI w Polsce zwiększył się o 2 proc. rok do roku, po 1,7 proc. w maju, a inflacja bazowa przyspieszyła z 0,5 do 0,6 proc. rok do roku. We wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej inflacja jest wyraźnie wyższa. Na Węgrzech i w Czechach nawet inflacja bazowa przekracza 2 proc. rocznie. Stąd część ekonomistów ma wątpliwości co do rzetelności danych GUS. Mówił o tym niedawno m.in. prof. Jerzy Hausner, były członek Rady Polityki Pieniężnej. Ekonomiści NBP uważają jednak, że niższa niż w innych krajach regionu inflacja nie jest anomalią.
Tłumaczy ją m.in. niższa dynamika wynagrodzeń, która z kolei jest efektem dużej imigracji zarobkowej. „Do relatywnie wolnego wzrostu inflacji w obecnym cyklu koniunkturalnym w istotnym stopniu przyczynia się wysoka konkurencja na rynku krajowym i mniejsza niż w przeszłości wrażliwość tempa zmian cen na wahania aktywności gospodarczej. Ma to związek z postępującym procesem globalizacji oraz rosnącym zakresem i popularnością usług świadczonych drogą elektroniczną" – czytamy też w „Raporcie o inflacji". Prezentując ten dokument, Jacek Kotłowski powiedział, że dzięki imigracji z Ukrainy roczne tempo wzrostu zatrudnienia w Polsce było ostatnio o około 1 pkt proc. wyższe, niż sugerują Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności. To oznacza, że w I kwartale br., gdy liczba pracujących w Polsce według BAEL zwiększyła się o 0,4 proc. rok do roku, faktycznie mogła zwiększyć się o 1,4 proc.