Tak przykładowo dowodzą profesorowie Victor Matheson i Robert Baade w opracowaniu „Duże wydarzenia sportowe w krajach rozwijających się: grając na drodze do dobrobytu?" Szwajcarzy, Austriacy, Holendrzy, Belgowie i Anglicy nie budowali na „Euro" stadionów z takim zapałem jak Polacy i Ukraińcy. Nie dostosowywali w takim stopniu niekoniecznie potrzebnej infrastruktury do mistrzostw. Kraje rozwijające się mają bardziej pierwszorzędne potrzeby niż wznoszenie obiektów sportowych. Różnica między zyskiem dla przedsiębiorców z budowy wschodniej obwodnicy Warszawy a stadionu narodowego powinna zostać uznana za koszt imprezy. Nikt tego nie liczy. Jest to właśnie koszt alternatywny szczególnie istotny w biednych czy relatywnie biednych państwach (RPA, Ukraina, Polska).
Mało tego, autostrad i dróg ekspresowych nie powinno w ogóle liczyć się do korzyści z imprezy masowej. Buduje je każdy szanujący się rząd bez względu na okoliczności. W przeciwnym razie doszlibyśmy do kuriozalnego wniosku - oto bez socjalistycznego interwencjonizmu we Włoszech i Niemczech w l. 30. nie powstałyby autostrady. Elmer Sterken z Uniwersytetu w Groningen w publikacji „Wpływ i wycena głównych wydarzeń sportowych" twierdzi, że popularne analizy ekonomiczne dotyczące dużych imprez sportowych są nieefektywne.
Gdy kibic z Zamościa pojechał na mecz do Warszawy...
Zazwyczaj przy organizacji turnieju wymienia się korzyści związane z budową infrastruktury, także telekomunikacyjnej, wzrostu miejsc pracy i ich produktywności, rozwój miasta, zwiększenia liczby turystów, konsumpcji. Sterken pisze, że tym zjawiskom towarzyszy efekt wypierania. Przykładowo, jeśli Kowalski z Zamościa je bądź kupuje posiłek w sklepie przy stadionie w Warszawie to najczęściej nie kupuje produktu do przygotowania jedzenia w domu. Analogicznie turysta może sobie odmówić późniejszego wyjazdu wakacyjnego, jeśli poświęcił uwagę podczas urlopu zmaganiom piłkarskim.
Tymczasem popularne liczenie zysków z Mistrzostw Europy dodaje takie wydatki do PKB, nie bacząc na wyżej wymienione niuanse, których nikt nie mierzy, bo nie ma wystarczającej liczby ekonomistów do takich analiz. Podobnie należałoby zbadać czy bardziej opłaca się wybudować 100 km tras ekspresowych czy stadion na imprezę. A zamiast poważniej analizy efektywności dodaje się wartość stadionu do rzekomej korzyści inwestycyjnej z turnieju. Wreszcie, model ekonomiczny może nie uwzględnić takiego szkopułu jak wzrost cen materiałów budowlanych, a co za tym idzie kosztów mieszkań. Tym samym bez danej „inwestycji" turniejowej ludność może zyskać zaspokajając bardziej palącą potrzebę niż przyjemność z oglądania Cristiano Ronaldo.