Na koniec 2016 r. stopa bezrobocia we wszystkich powiatach była niższa niż rok wcześniej i niższa niż w 2013 r. (gdy sytuacja była najgorsza w ostatniej dekadzie) – wynika z analizy „Rzeczpospolitej" na podstawie danych GUS na ten temat. Jednak nie wszędzie bezrobocie przestało być palącym problemem. Są miejsca, gdzie nabiera coraz gorszego, strukturalnego charakteru, a wszelkie „naturalne" rezerwy jego spadku już się wyczerpały.
Najgorzej jest w powiatach: szydłowieckim (woj. mazowieckie), gdzie w grudniu 28,8 proc. osób aktywnych zawodowo zarejestrowanych było w urzędach pracy, oraz braniewskim (25,2 proc.), kętrzyńskim i bartoszyckim (po 23,7 proc., wszystkie w woj. warmińsko-mazurskim). Dla porównania, w powiecie poznańskim w tym czasie bezrobocie sięgało 2,3 proc., a w samym Poznaniu – 1,9 proc.
W sumie mamy 18 powiatów (4,7 proc. wszystkich powiatów w Polsce), gdzie stopa bezrobocia wynosiła co najmniej 20 proc. Aż siedem z nich zlokalizowanych jest w woj. warmińsko-mazurskim, po kilka w woj. zachodniopomorskim, kujawsko-pomorskim i mazowieckim.
Brak rąk do pracy
Z kolei w 59 powiatach (15 proc. wszystkich) stopa bezrobocia wynosi od 15 do 20 proc. Znajdują się one głównie w woj.: kujawsko-pomorskim, mazowieckim, podkarpackim, warmińsko-mazurskim i zachodniopomorskim.
Co ciekawe, także w powiatach, gdzie bezrobocie jest wysokie, pracodawcy narzekają na problem braku rąk do pracy. – W naszych rejestrach mamy sporo długotrwale bezrobotnych czy bez kwalifikacji – mówi Bożena Stępniewska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy we Włocławku. – Zdarza się więc, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na potrzeby pracodawcy, zwłaszcza jeśli szuka specjalistów czy osób posiadających szczególne kwalifikacje – zaznacza.