Największy wpływ na kursy w tej chwili jest skądinąd.
Skąd?
Amerykański Bank Centralny zaczął znacząco podnosić stopy procentowo i zapowiada dalszy wzrost. Presja inflacyjna w USA jest dużo silniejsza niż w Europie.
Akurat w Europie stopa bezrobocia jest jeszcze dość wysoka i Europejski Bank Centralny nie zapowiada wzrostu stóp procentowych. Natomiast Ameryka już to robi. Przez to rośnie kurs dolara, za którym będą rosły ceny energii jak ropa naftowa.
Wszystko to razem prawdopodobnie spowoduje, że tempo wzrostu gospodarczego Polski zacznie spadać.
Ile może być na koniec roku?
Spadki tempa wzrostu zaczną się od drugiej połowy tego roku. Przez ostatnie kwartały mieliśmy 4-5 proc., a będziemy powoli schodzić do 3-3,5 proc. Drugie półrocze może będzie w okolicy 4 proc., a nawet mniej. Ważniejsze jest to, co będzie w najbliższych kilku latach.
Kolejny rok to już zejście poniżej 4 proc.?
Tak. Będziemy w obszarze 3-4 proc. Jeśli inwestycje nie będą rosły znacząco, dopływ technologii nie będzie tak duży jak dotąd, to się odbije na tempie wzrostu wydajności pracy. Przewidywania są takie, że powoli będziemy zmierzać w kierunku tempa wzrostu w okolicy 2 proc.
Jeśli dojdzie do spowolnienia światowego i kryzysu to tak może być.
Nie mówię o kryzysie, tylko o trendzie. Zmierzamy do tempa wzrostu niewiele wyższego niż w krajach zaawansowanych. Mówię o tempie wzrostu na roboczogodzinę, albo na pracownika czy mieszkańca. W krajach wysokorozwiniętych to ok. 1,5 proc. W tym kierunku będziemy zmierzać.
Jeszcze przez jakiś czas będziemy mieć wyższe tempo wzrostu i w rezultacie zmniejszał się będzie dystans w dochodach, ale w tempie wolniejszym niż dotąd. Za kilka lat może dojść do zatrzymania się doganiania Europy Zachodniej.
Kolejna złą informacja to projekt budżetu unii na lata 2021-2027. Jaki wpływ mogą mieć dużo mniejsze środki dla Polski?
Z danych podanych przez Komisję Europejską wynika, że dopływ środków unijnych netto do Polski, który w obecnej perspektywie wynosi ok. 8 mld euro rocznie, spadnie do ok. 4, a może nawet 3 mld euro. Wzrośnie bowiem nasza składka do budżetu o 1-1,5 mld euro, a znacząco zmaleje przepływ środków z unii do Polski. Rezultatem będzie bardzo poważne zmniejszenie dopływu netto. To będzie miało wpływ na rynek walutowy. MF w tej chwili przewiduje umocnienie złotego. To założenie wydaje mi się mało realistyczne. Pogorszenie sytuacji w handlu zagranicznym i zmniejszenie dopływu środków z budżetu unii, być może dalsze zmniejszenie inwestycji zagranicznych, może oznaczać utrzymanie się stosunkowo słabego złotego, a nawet osłabienie, co też przyczyniłoby się do wzrostu inflacji.
Może powoli uniezależniamy się od unijnych pieniędzy?
Oczywiście. Uniezależnienie od unijnych pieniędzy jest nieuniknione. Już nawet nie chodzi o to ile dostaniemy możliwości na papierze. Perspektywa przewiduje, że będziemy dalej beneficjentami netto, tylko w znacznie zmniejszonej skali. Ponadto, jeżeli problem praworządności będzie dalej istotny, to KE będzie miała nowe możliwości działania. Faktyczne przekazywanie środków będzie uzależnione od oceny praworządności.
Czyli teoretycznie strata może być jeszcze większa.
Może być tak duża, że Polska może w ogóle nie być beneficjentem netto. To już zależy od nas.
Czy rząd dostrzega wszystkie zagrożenia, o których mówiliśmy? Może się wydawać, że na razie się tym nie przejmuje i dalej rozdaje pieniądze.
Premier Morawiecki jest niby bankowcem, więc powinien stąpać po ziemi, ale zachowuje się bardziej jak fantasta. Szczególnie kiedy mówi o efektach uszczelnienia systemu podatkowego i sytuacji fiskalnej. A w dalszym ciągu deficyt sektora rządowego w zeszłym roku był w pobliżu maksymalnego poziomu 3 proc. W tym rząd nie przewiduje wyraźnej poprawy.
Jeżeli by doszło do spowolnienia wzrostu gospodarczego i zmniejszenia dopływu środków z zewnątrz, to pojawia się problem także w obszarze finansów publicznych.
Jak BCC i przedsiębiorcy oceniają ostatnie posunięcia rządu jak podniesienie płacy minimalnej, split payment czy projekt ustawy o PPK?
W przypadku wzrostu płacy minimalnej zauważamy otrzeźwiający i sensowny merytorycznie sąd w tych sprawach ze strony pani minister finansów, która sprzeciwiła się propozycji pani Rafalskiej. W końcu rząd przychylił się do stanowiska minister finansów. Jej uwagi i opinie dotyczące systemu podatkowego w Polsce, potrzeby jego reformowania, są przyjmowane przez przedsiębiorców dobrze. To jest w tej chwili najbardziej trzeźwy minister do spraw gospodarczych. Dużo trzeźwiejszy niż premier, który ciągle mówi dziwne rzeczy o rewolucji technologicznej w Polsce.
Weźmy przemysł samochodowy Unii Europejskiej, który przeznacza na badania i rozwój 50 mld euro rocznie. To 10 razy więcej niż Polska. Jeśli chodzi o nasze możliwości niezależnego tworzenia nowych rzeczy w obszarze innowacji technologicznych to jesteśmy absolutnym Kopciuszkiem. Tego się nie zmieni. Zależność od importowanych technologii musi być duża jeżeli chcemy dalej mieć znaczący postęp w obszarze wydajności pracy. W dalszym ciągu musimy dbać o inwestycje zagraniczne, a w tym obszarze premier Morawiecki wypowiada się w niejednoznaczy sposób „jestem za, a nawet przeciw”. Generalnie cała filozofia PiSu w tym obszarze jest niejednoznaczna.
Generalnie przedsiębiorcy są zadowoleni z ostatnich działań rządu?
Jeżeli chodzi o propozycje zwiększenia składki na emerytury, BCC miało dużo zastrzeżeń, które zostały zauważone i po części uwzględnione w projekcie. Generalnie przedsiębiorcy nie są specjalnie zachwyceni tym, że składki wzrosną. Przez to średnie i duże firmy będą miały mniej środków na inwestycje.