Magdalena Sroka: Otwieramy drzwi do Cannes

Dyrektorka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Magdalena Sroka mówi Barbarze Hollender o zainteresowaniu polskim kinem na świecie.

Aktualizacja: 21.05.2017 23:02 Publikacja: 21.05.2017 18:42

Magdalena Sroka, dyrektorka PISF.

Magdalena Sroka, dyrektorka PISF.

Foto: PISF, Marcin Kułakowski

Rzeczpospolita: W ostatnich latach polscy filmowcy przywożą nagrody z Berlina, Locarno, Karlowych Warów, jesteśmy obecni w Wenecji, Toronto, San Sebastian, ale wciąż nie możemy dostać się do głównego konkursu w Cannes.

Magdalena Sroka: W tym roku dyrektor Thierry Fremaux zastanawiał się poważnie nad dwiema propozycjami. Niestety, oba filmy zostały wysłane jeszcze w fazie roboczej. Gwarantowaliśmy, że do maja zostaną skończone, ale Cannes może zaryzykować przyjęcie nie w pełni gotowego obrazu tylko dla wielkiego mistrza. Niemniej i tak mamy tu sześć ważnych wydarzeń. „Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy otwiera sekcję Cannes Classics. „Koniec widzenia" Grzegorza Mołdy walczy o Kryształową Palmę w konkursie krótkich metraży, „Najlepsze fejerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej są w Tygodniu Krytyki. Poza tym reprezentują nas trzy koprodukcje: „Prawdziwa historia" Romana Polańskiego, a także „Scaffolding" Matana Yaira i „Szron" Sarunasa Bartasa. Otwieramy drzwi do Cannes i mam nadzieję, że w ciągu dwóch, trzech lat będziemy mieli polski film w konkursie głównym.

Boom kina rumuńskiego zaczął się od sukcesów Cristiego Puiu i Cristiana Mungiu. W przypadku naszego kina rolę lokomotywy spełniła „Ida"?

Ten film jest solą w oku Cannes. Cztery lata temu selekcjonerzy nie zakwalifikowali go do konkursu i zdają sobie sprawę, że stracili szansę, by być kolebką kolejnego prestiżowego reżysera, który odniósł potem olbrzymi sukces i będzie odgrywał ważną rolę w światowym kinie. „Ida" z pewnością zwróciła oczy dyrektorów artystycznych różnych festiwali na polskie kino, zwłaszcza że przeżywa ono renesans. Bywa innowacyjne, wysublimowane, świeże, a jednocześnie wyróżnia się znakomitym językiem filmowym.

Mam wrażenie, że ostatnio w ogóle zaczyna być doceniane kino z krajów postkomunistycznych. Często bardzo bolesne. Może dlatego, że my po prostu wciąż mamy do załatwienia ważne sprawy? Rozliczamy się na ekranie zarówno z przeszłością, jak i z niełatwym dniem dzisiejszym?

Jesteśmy w innym punkcie cywilizacyjnym niż ludzie Zachodu. W naszej części Europy przemiany są świeże, pęknięcia i konflikty – bardziej wyraziste i gwałtowne. Dotyczą całych społeczeństw, a nie mniejszości. Mam wrażenie, że dzięki temu trochę inaczej patrzymy na problem odpowiedzialności człowieka za siebie, bliskich, świat. I na dodatek potrafimy o tym opowiadać: wartością polskiego kina zawsze był pogłębiony portret psychologiczny bohatera.

Ostatnio doszło do głosu pokolenie trzydziestolatków:: Jan Komasa, Jan Matuszyński, Kuba Czekaj, Bartosz Kowalski, Tomasz Wasilewski, Katarzyna Rosłaniec, Magnus von Horn. Ich filmy mają polskie korzenie, ale opowiedziane są w sposób bardzo uniwersalny.

To jest pokolenie bez kompleksów, opatrzone w kinie światowym, mające poczucie własnej wartości. Zostali wychowani w wolności, ale znają opowieści rodziców, którzy jej nie mieli. Dzisiaj rzeczywiście stanowią wyrazisty głos polskiego kina. Wierzę, że odniosą jeszcze wiele światowych sukcesów.

A na razie mamy za sobą Polską Noc w Cannes zorganizowaną z okazji projekcji „Człowieka z żelaza". Pani zdaniem to ważne wydarzenie z punktu widzenia promocyjnego?

Bardzo, bo to jest hołd dla Andrzeja Wajdy. Rzadko się zdarza, by twórcy tak uczcili pamięć innego artysty. Film reprezentowała Krystyna Janda, ale swój akces na ten wieczór zgłosili m.in. Skolimowski, Zanussi, Holland, Bugajski, Polański, Bromski, Braun, Starski, jak również młodsi: Szumowska, Wasilewski, Czekaj. Chcieli pokazać światu, że jesteśmy spójną kinematografią. Że mówimy jednym głosem, a Andrzej Wajda jest i zawsze będzie naszym mistrzem. Ta solidarność robi wrażenie, niewiele kinematografii by się na nią zdobyło. Dla mnie to wzruszające przeżycie.

W Cannes dużo mówi się w tym roku o sytuacji kina w kontekście Netflixa i Amazona.

To świetnie, że Netflix, Amazon czy Showmax się rozwijają. Ale dla kinematografii ważna jest zasada terytorializacji, która przeciwdziała monopolowi. Temu, że jeden potężny producent czy nadawca skupi w swoim ręku większość kontentu i np. nie dopuści filmu do dystrybucji kinowej. I jeżeli ta zasada zostanie utrzymana, co postulują wszystkie środowiska twórcze Europy, to Netflix i Showmax będą w tym zdrowym świecie konkurencji funkcjonować i rozwijać świetne projekty. A twórca sam wybierze, czy chce robić film dla Netflixa i nie być w kinach, czy może wynegocjować inną umowę albo przygotować film w studiach.

A PISF będzie wchodzić w koprodukcje z serwisami streamingowymi?

My mamy jasno sformułowane prawo. Tak jak brzmi ono w dyrektywie europejskiej. Wspieramy filmy, których pierwszym polem eksploatacji jest dystrybucja kinowa. Jeśli film trafi potem do Netflixa to fantastycznie, ale musi przejść przez kina. Jeśli wyłącznym polem eksploatacji jest Internet, nie możemy w projekcie uczestniczyć.

A nie boi się pani, że świat pójdzie w inną stronę?

Wtedy będzie musiało zmienić się prawo w Europie. Ale jeśli Unia w imię wolności gospodarczej zrezygnuje z zasady terytorializacji, to kino artystyczne w takim kształcie jak obecnie przestanie istnieć. Przestanie być przedmiotem publicznego wsparcia, stanie się produktem handlowym. I to jest to zagrożenie, którego boi się Almodovar.

Rzeczpospolita: W ostatnich latach polscy filmowcy przywożą nagrody z Berlina, Locarno, Karlowych Warów, jesteśmy obecni w Wenecji, Toronto, San Sebastian, ale wciąż nie możemy dostać się do głównego konkursu w Cannes.

Magdalena Sroka: W tym roku dyrektor Thierry Fremaux zastanawiał się poważnie nad dwiema propozycjami. Niestety, oba filmy zostały wysłane jeszcze w fazie roboczej. Gwarantowaliśmy, że do maja zostaną skończone, ale Cannes może zaryzykować przyjęcie nie w pełni gotowego obrazu tylko dla wielkiego mistrza. Niemniej i tak mamy tu sześć ważnych wydarzeń. „Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy otwiera sekcję Cannes Classics. „Koniec widzenia" Grzegorza Mołdy walczy o Kryształową Palmę w konkursie krótkich metraży, „Najlepsze fejerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej są w Tygodniu Krytyki. Poza tym reprezentują nas trzy koprodukcje: „Prawdziwa historia" Romana Polańskiego, a także „Scaffolding" Matana Yaira i „Szron" Sarunasa Bartasa. Otwieramy drzwi do Cannes i mam nadzieję, że w ciągu dwóch, trzech lat będziemy mieli polski film w konkursie głównym.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”