Zwykli ludzie bohaterami kina

„Filmujemy życie" – mówią bracia Dardenne i to zdanie mogłoby się stać mottem zakończonego festiwalu.

Aktualizacja: 22.05.2016 20:47 Publikacja: 22.05.2016 19:06

Paterson (Adam Driver) prowadzi zwyczajne życie z żoną Laurą (Golshifteh Farahani)

Paterson (Adam Driver) prowadzi zwyczajne życie z żoną Laurą (Golshifteh Farahani)

Foto: AFP

Nawet te największe festiwale zabiegają o nowe produkcje mistrzów, a mistrzowie i tak swoje filmy chcą pokazywać w Cannes. Dlatego na Lazurowym Wybrzeżu widzowie często patrzą na świat ich oczami.

Przez ekrany przeszła ostatnio fala obrazów, których autorzy opisywali powiązania polityki i wielkiego biznesu, opowiadali o kryzysie finansowym, korupcji, nadużyciach władzy. Również w Cannes Jodie Foster zaprezentowała „Money Monster" – historię o prowadzącym giełdowy program showmanie stającym się zakładnikiem zdesperowanego chłopaka, który idąc za jego radami, traci wszystko.

Ale w czasach niepewności ekonomicznej, niepokojów społecznych, nasilania się ruchów nacjonalistycznych i lęku przez atakami terrorystycznymi artyści coraz częściej przyglądają się życiu zwyczajnych ludzi. Wychodząc z kina w Cannes, myślałam o tym, co zawsze powtarzał Krzysztof Krauze: że filmy trzeba robić „w obronie".

Solidarność na dnie

Z tegorocznego festiwalu zostanie mi w pamięci kilka wyrazistych obrazów. Przede wszystkim portret skromnego kierowcy z „Patersona" Jima Jarmuscha. To zwyczajny facet, który prowadzi monotonne, wypełnione rutyną życie. Rano wysłuchuje, co śniło się żonie, potem idzie do pracy – zawsze tą samą drogą, a wieczorem wychodzi na spacer z psem i wstępuje do tego samego baru. Ale z jego miasta pochodził poeta William Carlos Williams. I Paterson też codziennie znajduje czas, by w notesie zapisać wiersz. Jakby Jarmusch chciał przypomnieć, że w każdym z nas drzemie poezja. I choć życie składa się z drobnych, mało ciekawych zdarzeń, każdy człowiek jest niepowtarzalny.

„Paterson" wniósł poezję, ale były też w konkursie filmy o mocnym wydźwięku społecznym. W „Ja, Daniel Blake" Ken Loach opowiedział o bezduszności brytyjskiej biurokracji, która wyrzuca na margines ludzi pozbawionych pracy. Wdzierają się w pamięć postacie z tego filmu: wdowiec po ciężkim zawale, młoda matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Loach zawsze stawał murem za swoimi bohaterami. Teraz też pokazał solidarność na dnie i próbę zachowania godności przez tych, których życie skazuje na przegraną. Kto jeszcze dziś potrafi zrobić film tak szlachetny?

Solidarności, tym razem rodzinnej, szuka na zatłoczonych ulicach Manili Brillante Mendoza. W „Ma'Rosie" wśród biednych sklepików toczy się dramat kobiety aresztowanej za handel narkotykami. Tyle że Rosa nie jest poważnym dilerem, ma od pośrednika kilka działek. I kolejny obraz, który zostanie mi w pamięci: trójka jej dzieci usiłujących zdobyć ogromne dla nich pieniądze, by wykupić matkę z rąk skorumpowanej policji.

Jednak znacznie częściej filmowcy obserwują zerwane więzi. Ludzi samotnych, obcych pod jednym dachem. W poruszającym „To tylko koniec świata" Xaviera Dolana po 12 latach nieobecności wraca do domu rodzinnego młody pisarz. Chce matce, bratu, bratowej, siostrze powiedzieć, że umiera. Ale trafia do piekła – pełnego kompleksów, niespełnień, wzajemnych pretensji. Jego bliscy nie czują, że przyjechał się pożegnać.

Bohaterka „Juliety" Pedro Almodóvara też nie widziała córki kilkanaście lat. Dziewczyna dała się wciągnąć religijnej sekcie. Miała kiedyś dość kłamstwa w rodzinie? Przemilczeń?

Problemu społecznego zakłamania dotykają bracia Dardenne w „Nieznajomej dziewczynie", opowiadając o śmierci młodej emigrantki z Afryki i ludziach, którzy – choć nie są winni tragedii – w jakiś sposób się do niej przyczynili swoją obojętnością.

O moralności ludzi żyjących w zupełnie innej kulturze opowiedział Asghar Farhadi w „Salesmanie". Bohater chce ukarać mężczyznę, który wszedł do jego mieszkania i potraktował jego żonę jak poprzednią lokatorkę – prostytutkę. I kolejny obraz: twarz kobiety, która potrafi się zlitować, a przeraża ją chęć brutalnej zemsty, jaką pała jej mąż. Park Chan-wook w „Mademoiselle" sięga po bardziej stylowe opowiadanie, ale też mówi o zdradzie i nielojalności.

A świat nasz, wschodnioeuropejski, postkomunistyczny? Kraj po transformacji ustrojowej wciąż z sukcesem portretują Rumuni. Cristi Puiu w „Sieranevadzie" i Cristian Mungiu w „Maturze" opowiedzieli o podzielonym narodzie, w którym kołaczą się jeszcze pozostałości po komunistycznej moralności, skłonność do „załatwiania spraw", korupcji. Nadzieja? Młodzi, zniesmaczeni dawnymi standardami. Ale czy będą w stanie się od nich oderwać?

Zatraceni i zagubieni

Mistrzowie kina przyglądają się młodym z niepokojem. W „Tonim Erdmannie" Niemka Maren Ade kreśli portret podwójny: dziewczyny zatraconej w korporacyjnej rzeczywistości i jej ojca – starego pedagoga, który robiąc z siebie klauna, wdziera się w życie córki, by w żartobliwy, choć natrętny sposób przypomnieć jej, co się naprawdę liczy.

Bo tradycyjne wartości często wnoszą dziś na ekran ludzie starsi. W brazylijskim „Aquariusie" Mendonçy Filha matka i babka grana przez Sonię Bragę nie godzi się na to, by kompania budowlana wyrzuciła ją z mieszkania, w którym spędziła życie. Wbrew naciskom daje sobie prawo do trwania we własnym świecie, pełnym muzyki z winylowych płyt.

A młodzi? Albo są wbici w korporacyjne układy, albo zagubieni. Jak w „American Honey" Brytyjki Andrei Arnold, gdzie grupa amerykańskich dwudziestolatków jeździ od miasta do miasta, handlując magazynami. Żyją z dnia na dzień i tylko marzenia mają zwyczajne: dobre życie, dom, ogródek, dzieci. Nie mając szansy ich spełnić, bawią się do zatracenia. Tylko co dalej?

I taki świat ludzi nieperfekcyjnych, często walczących o każdy dzień, oglądają dzisiaj filmowcy przez obiektyw kamery. Blado przy tych obrazach wypadły w Cannes filmy o celebrytach. Świat małoletnich modelek z Los Angeles z „The Neon Demon" Refna to katastrofalna grafomania, „The Last Face" Seana Penna – opowieść o romansie lekarza i działaczki ONZ w czasie wojny w Sudanie, ma w sobie więcej pretensji niż dramatu. „Loving" Jeffa Nicholsa, choć szlachetne, przypomina podręcznikową czytankę o równych prawach dla Afroamerykanów. Hollywoodzki rozmach sprawdza się w „Gwiezdnych wojnach". Obolały współczesny świat lepiej obserwować z Loachem, Jarmuschem, Mungiu, Mendozą czy Farhadim.

Barbara Hollender z Cannes

Nawet te największe festiwale zabiegają o nowe produkcje mistrzów, a mistrzowie i tak swoje filmy chcą pokazywać w Cannes. Dlatego na Lazurowym Wybrzeżu widzowie często patrzą na świat ich oczami.

Przez ekrany przeszła ostatnio fala obrazów, których autorzy opisywali powiązania polityki i wielkiego biznesu, opowiadali o kryzysie finansowym, korupcji, nadużyciach władzy. Również w Cannes Jodie Foster zaprezentowała „Money Monster" – historię o prowadzącym giełdowy program showmanie stającym się zakładnikiem zdesperowanego chłopaka, który idąc za jego radami, traci wszystko.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”