Nawet te największe festiwale zabiegają o nowe produkcje mistrzów, a mistrzowie i tak swoje filmy chcą pokazywać w Cannes. Dlatego na Lazurowym Wybrzeżu widzowie często patrzą na świat ich oczami.
Przez ekrany przeszła ostatnio fala obrazów, których autorzy opisywali powiązania polityki i wielkiego biznesu, opowiadali o kryzysie finansowym, korupcji, nadużyciach władzy. Również w Cannes Jodie Foster zaprezentowała „Money Monster" – historię o prowadzącym giełdowy program showmanie stającym się zakładnikiem zdesperowanego chłopaka, który idąc za jego radami, traci wszystko.
Ale w czasach niepewności ekonomicznej, niepokojów społecznych, nasilania się ruchów nacjonalistycznych i lęku przez atakami terrorystycznymi artyści coraz częściej przyglądają się życiu zwyczajnych ludzi. Wychodząc z kina w Cannes, myślałam o tym, co zawsze powtarzał Krzysztof Krauze: że filmy trzeba robić „w obronie".
Solidarność na dnie
Z tegorocznego festiwalu zostanie mi w pamięci kilka wyrazistych obrazów. Przede wszystkim portret skromnego kierowcy z „Patersona" Jima Jarmuscha. To zwyczajny facet, który prowadzi monotonne, wypełnione rutyną życie. Rano wysłuchuje, co śniło się żonie, potem idzie do pracy – zawsze tą samą drogą, a wieczorem wychodzi na spacer z psem i wstępuje do tego samego baru. Ale z jego miasta pochodził poeta William Carlos Williams. I Paterson też codziennie znajduje czas, by w notesie zapisać wiersz. Jakby Jarmusch chciał przypomnieć, że w każdym z nas drzemie poezja. I choć życie składa się z drobnych, mało ciekawych zdarzeń, każdy człowiek jest niepowtarzalny.
„Paterson" wniósł poezję, ale były też w konkursie filmy o mocnym wydźwięku społecznym. W „Ja, Daniel Blake" Ken Loach opowiedział o bezduszności brytyjskiej biurokracji, która wyrzuca na margines ludzi pozbawionych pracy. Wdzierają się w pamięć postacie z tego filmu: wdowiec po ciężkim zawale, młoda matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Loach zawsze stawał murem za swoimi bohaterami. Teraz też pokazał solidarność na dnie i próbę zachowania godności przez tych, których życie skazuje na przegraną. Kto jeszcze dziś potrafi zrobić film tak szlachetny?