Ministerstwo Rozwoju pracuje obecnie nad projektem „małe przychody – mały ZUS", czyli obniżeniem składek na ubezpieczenia dla osób prowadzących działalność gospodarczą na niewielką skalę. Szczegółów tego projektu jeszcze nie ma, mają zostać przedstawione w pierwszym kwartale tego roku. Ciekawą jednak propozycję ma parlamentarny zespół na rzecz wspierania patriotyzmu gospodarczego, z którym zresztą resort rozwoju współpracuje.
Jak powiedział „Rzeczpospolitej" poseł Adam Abramowicz, przewodniczący tego zespołu, nowe ulga miałaby dotyczyć firm, które osiągają przychody do 5 tys. zł na miesiąc. Wysokość nowych składek nie jest jeszcze ustalana. Prawdopodobnie mają one wyliczone jako pewne stałe kwoty, które rosłyby wraz ze wzrostem przychodów (maksymalnie sięgać miałyby 24 proc. przychodów).
Przykładowo, jeśli miesięczne wpływy do firmowej kasy wynoszą 1 tys. zł, składka powinna wynosić ok. 200 zł na miesiąc. W porównaniu z obecną sytuacją taka firm zaoszczędzałaby ok. 1000 zł, bo łączne składki na ZUS i NFZ sięgają w 2017 r. ok. 1200 zł na miesiąc.
Przy wpływach rzędu 3 tys. zł, składka wyniosłaby 600–700 zł, a oszczędności 500–600 zł. Przy 5 tys. zł – danina wynosiłaby już tyle samo co obecnie. Przy wyższych zaś przychodach (powyżej 5 tys. zł), firmy mają płacić takiej same składki jak teraz.
Poseł Abramowicz ocenia, na podstawie szacunków Ministerstwa Finansów, że nowe ulgi objęłyby ok. 200 tys. osób już prowadzących działalność. Stanowiłoby to ok. 8–9 proc. wszystkich aktywnych przedsiębiorstwa w Polsce. Dosyć sporo, choć z drugiej strony 5 tys. zł przychodów na miesiąc nie jest oszałamiającą kwotą. Można podejrzewać, że tak niskie wpływy uzyskują przede wszystkim samozatrudnieni, którzy zostali „zachęceni" do założenie firmy przez byłego pracodawcę. Lub mikroprzedsiębiorcy, którzy prowadzą swoją działalność praktycznie bez kosztów związanych np. z wynajęciem lokalu, pozyskaniem towaru czy surowców, zatrudnieniem pracowników, itp.