Jesteśmy społeczeństwem zmotoryzowanym. To już ponad 550 samochodów na 1 tys. mieszkańców – według Eurostatu. Więc tak jak w Niemczech czy Austrii. Więcej od nas mają Finlandia i Luksemburg. Ale u nas – więcej niż w Belgii, znacznie więcej niż we Francji, Czechach, Szwecji. Dania ma tylko 420 samochodów na 1 tys. mieszkańców. Samochód mamy, a więc i używamy.
Wedle badań przejeżdżamy nim ok. 15 tys. kilometrów rocznie, gdy prywatny, a 20 tys. – gdy firmowy. To ok. 5 tys. km mniej niż w Niemczech.
No i jeszcze jeździmy pociągiem. Według Eurostatu – w Europie to już 7,6 proc. wszystkich podróży, ale w Polsce tylko ok. 5 proc. , w Austrii – ponad 12 proc., a w Szwajcarii – ponad 18. Chodzimy też pieszo i lubimy korzystać z transportu publicznego. Według Andrzeja Brzezińskiego z Politechniki Warszawskiej 46,8 proc. z nas korzystało w Warszawie z transportu zbiorowego, przemieszczało się pieszo 17,9 proc., pociąg wybiera tylko 2,1 proc., rower – 3,1 proc., a w Krakowie – 1,2 proc. Tam transport publiczny też jest mniej popularny (36,3 proc.), ale za to pieszo porusza się 28,4 proc.
Tak jest w dużych miastach. W małych transportu publicznego jest mniej lub wcale. Może dlatego, że zbyt mało przykładamy do tego uwagi, bo mamy samochód, mimo że powinniśmy mieć plany rozwoju transportu publicznego. Samochód stał się częścią naszego życia. Chcemy go mieć pod ręką, pod domem. Chcemy wejść i jechać. Czasem – np. do siłowni, by odbyć porcję wyczerpujących ćwiczeń i dalej znowu – samochodem. Na szczęście rower wśród młodego pokolenia to ważna alternatywa. Rośnie liczba tych pojazdów na 1 tys. mieszkańców. Współczynnik nie jest jednak tak znakomity jak wielu krajach europejskich. Daleko nam do Danii i Holandii. Ale chcemy ścieżek rowerowych. Możemy też wynajmować rowery.