Firmy wykonawcze: jakie dostają zlecenia

Przejął firmę od ojca. Mówi, że nie może bez niej dłużej żyć, ale wyjechał na urlop. Ceni pracę Ukraińców na budowach. Na brak kontraktów nie narzeka.

Aktualizacja: 29.07.2016 09:51 Publikacja: 29.07.2016 09:09

Firmy wykonawcze: jakie dostają zlecenia

Foto: materiały prasowe

Rz: Czy firmy wykonawcze nadal narzekają na brak zleceń?

Jarosław Szczupak, prezes firmy Alstal: W odróżnieniu od tego, co czasami czytam w mediach, sytuacja jest niezła. Wystarczy wymienić tylko kontrakty, które wygraliśmy w ciągu ostatnich kilku tygodni: siedziba Sądu Apelacyjnego w Poznaniu (37 mln zł), urząd skarbowy we Włocławku (11 mln zł), nowe lodowisko w Bydgoszczy (24 mln zł), budowa szpitala w Sosnowcu (37 mln zł), obiekt sztabowo-szkoleniowy dla wojska.

To są zlecenia za ponad 120 mln złotych. Widać, że na rynku się dzieje. Już wiosną mówiłem, że w powietrzu czuje się nadchodzącą koniunkturę, i miałem rację. Oczywiście do hossy sprzed trzech–czterech lat jeszcze brakuje, ale w porównaniu z zeszłym rokiem jest duża poprawa.

Zleceń jest więcej, bo na rynku pojawiły się fundusze unijne z nowej perspektywy?

Tego nie jestem pewien. Ale na pewno wróciła decyzyjność, której brakowało od połowy zeszłego roku, co wszystkim bardzo doskwierało. Jeśli chodzi o inwestycje publiczne to jest pewna zmiana, aktywne są przede wszystkim instytucje finansujące się z budżetu centralnego czyli administracja, sądy, służba zdrowia, wyższe uczelnie, wojsko, archiwa państwowe.

Na rynek z dużymi inwestycjami ciągle nie wróciły gminy. Zapewne akumulują środki, czekając na obiecane wsparcie z unijnych funduszy

A jak na tym tle wygląda rynek komercyjny?

Niezmiennie największy boom przeżywa mieszkaniówka. Chociaż rentowność kontraktów w tym obszarze nie jest wysoka, to rekompensowane jest to przez ich ilość. W tej chwili realizujemy trzy projekty deweloperskie o wartości 80 mln złotych i negocjujemy projekty na kolejne 200 mln zł.

Popyt na mieszkania jest tak duży, że my jako generalny wykonawca jesteśmy gotowi finansować deweloperów w pierwszej fazie budowy inwestycji, jeśli na przykład nie mają jeszcze dopiętych wszystkich procedur i nie otrzymali jeszcze kredytu.
Wiem, że inwestorzy cenią nas za to elastyczne podejście. Oczywiście dotyczy to tylko solidnych i wiarygodnych partnerów.

W branży mówi się, że rynek jest w zawieszeniu, przetargi są nierozstrzygane, bo zleceniodawcy czekają na finansowanie?

To dotyczy samorządów oraz zagranicznych koncernów. Myślę, że wiele z nich odkłada nowe inwestycje do czasu pojawienia się dużych środków unijnych. Za to na rynku jest dużo kontraktów polegających na rozbudowie istniejących mocy produkcyjnych. Przy tego rodzaju zleceniach pracujemy dla Lotosu, Orlenu, Ciechu, Mondi.

Zresztą coraz więcej polskich firm decyduje się na inwestowanie bez unijnych dotacji. Widać to na naszym przykładzie. W przyszłym roku chcemy zwiększyć o 150 proc. moce produkcyjne naszej fabryki konstrukcji stalowych Będzie to nasz kosztowało około 30 mln złotych.

Początkowo chcieliśmy to sfinansować środkami unijnymi, ale popyt na konstrukcje jest tak wielki, że inwestycje i tak jest bardzo rentowna bez nich. Nie opłaca nam się jej odkładać, czekamy tylko na zmianę miejscowego planu zagospodarowania terenu.

Kto dziś dyktuje warunki na rynku: wykonawcy czy zamawiający? Jak na ta relację wpływają rosnące koszty robocizny?

Dzięki pojawieniu się nowych zleceń pozycje zamawiających i wykonawców bardziej się zrównały. Presja na wzrost wynagrodzeń dotyczy wszystkich i chociaż teraz negatywnie wpływa na rentowność zleceń, to długofalowo jest dobra, bo wreszcie jest szansa, że przestanie być tak opłacalne wyjeżdżanie do pracy zagranicą.


Bo największą bolączką wszystkich firm budowlanych nie są rosnące płace, ale brak rąk do pracy. Bez pracowników z Ukrainy nie poradzilibyśmy sobie. zresztą z tego co obserwuję, to zaczyna dotyczyć całej gospodarki. Absolutnie oni nie odbierają nikomu pracy w Polsce, raczej wchodzą tam, gdzie nie ma jej kto wykonywać. Są potrzebni, żebyśmy mogli utrzymać obecne tempo rozwoju gospodarki, tak jak bez Polaków nie rozwijałyby się tak szybko gospodarki Wielkiej Brytanii czy Norwegii.


Ostatnio mieliśmy zapytanie ofertowe dotyczące budowy kościoła katolickiego w Norwegii. Uderzyło mnie w tym zleceniu kwestia tego, dlaczego w protestanckim i mocno zlaicyzowanym kraju jakim jest Norwegia, buduje się kościół katolicki? Okazuje się, że oni robią to dla mieszkających tam Polaków. To pokazuje, ile wysiłku wkładają w to, żeby pracujący na ich budowach Polacy, dobrze się czuli, żeby zostali, ściągnęli rodziny, żeby przyjeżdżali kolejni.


Powinniśmy podobnie podchodzić do Ukraińców. My jako firma staramy się im pomagać, by szybko się w Polsce adaptowali, dbamy o nich, pilnujemy by na przykład nie zarabiali mniej niż polscy pracownicy. Cały czas dość uciążliwe są przepisy zezwalające im na pracę tylko przez okres sześciu miesięcy, po którym na jakichś czas muszą wracać na Ukrainę. Szczególnie kiedy Niemcy, Norwegowie, Brytyjczycy z otwartymi rękoma przyjmują naszych cieśli, spawaczy czy operatorów koparek.

Coraz częściej słychać, że presja na ceny na rynku jest tak wielka, że niektórzy wykonawcy wybierają materiały z Chin czy zza Wschodniej granicy, by obniżyć koszty. Czy rzeczywiście tak się dzieje?

Presja na ceny jest duża, ale my jesteśmy częściowo na to uodpornieni, dzięki posiadaniu własnych ekip do prac żelbetowych i stalowych. To zresztą widać po ostatnich naszych kontraktach: wygraliśmy je, bo byliśmy w stanie dać dobre ceny, bez dużego uszczerbku dla rentowności kontraktu.

Co do materiałów z Chin to trudno mi się wypowiadać za innych, ale wydaje mi się, że zjawisko zaopatrywania się bezpośrednio u chińskich producentów jest marginalne. Oczywiście wszyscy korzystają na przykład z produkowanej w Chinach armatury sanitarnej czy materiałów wykończeniowych, ale są to produkty wytwarzane przez globalne koncerny, które mają tam fabryki i my od nich je kupujemy.

Gdzie pan wybiera się w tym roku na wakacje?

Już byłem, spędziliśmy z rodziną dwa tygodnie w Chorwacji. Wyjechaliśmy pod koniec czerwca, jak tylko dzieciom skończyła się szkoła. Było tam palące słońce i świetne wyspy z małymi urokliwymi plażami.

Na ile maksymalnie mógłby pan zostawić firmę?

Myślę, że tak jest dziś zorganizowana, że mogłaby spokojnie funkcjonować beze mnie i trzy miesiące. Tyle, że ja bym tyle nie wytrzymał na urlopie. A tak serio, to chociaż w Alstalu pracuje od czasów studiów, to zarządzanie firmą z rąk ojca przejąłem dopiero w lutym tego roku.

Jedną z moich pierwszych decyzji było wprowadzenie do zarządu ludzi, którzy zaczynali pracować w firmie w podobnych czasach, co ja. Sprawdzili się i dzisiaj świetnie się uzupełniamy. Przez cały wyjazd do Chorwacji miałem włączoną komórkę. Zawsze tak robię, ale oni ani razu z niczym do mnie nie zadzwonili.


cv:

Jarosław Szczupak – prezes firmy Alstal. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu na Wydziale Ekonomicznym o specjalności zarządzanie przedsiębiorstwem, gdzie obecnie prowadzi przewód doktorski. Ma 43 lata. W Alstalu pracuje od 1997 roku, od kiedy rozpoczął pracę w nowo tworzonym dziale generalnego wykonawstwa. Jego pasje to żeglarstwo i lotnictwo.

 

Rz: Czy firmy wykonawcze nadal narzekają na brak zleceń?

Jarosław Szczupak, prezes firmy Alstal: W odróżnieniu od tego, co czasami czytam w mediach, sytuacja jest niezła. Wystarczy wymienić tylko kontrakty, które wygraliśmy w ciągu ostatnich kilku tygodni: siedziba Sądu Apelacyjnego w Poznaniu (37 mln zł), urząd skarbowy we Włocławku (11 mln zł), nowe lodowisko w Bydgoszczy (24 mln zł), budowa szpitala w Sosnowcu (37 mln zł), obiekt sztabowo-szkoleniowy dla wojska.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu