Administrator poprosił moją znajomą o podpisanie apelu w sprawie nielikwidowania spółdzielni. Nie była jedyną osobą, do której się o to zwrócono. Władze spółdzielni podobno szykują ogólnokrajowy protest. A w internecie pojawiają się tytuły w stylu: „Spółdzielcy wyjdą na ulicę", „Politycy chcą likwidować spółdzielnie" etc. Powiało grozą.
Zaczęłam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Do pirma aprilis jeszcze przecież ponad miesiąc. Okazało się, że tyle emocji wywołał projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych autorstwa posłów Kukiz'15. Jego celem jest – jak się wyraził jeden z jego współautorów poseł Jarosław Sachajko – „skruszenie betonu spółdzielczego". W tym celu posłowie proponują więc, by prezesem spółdzielni można było być maksymalnie sześć lat. Posłowie z tego ugrupowania chcą też wprowadzić ułatwienia przy zakładaniu wspólnot w spółdzielniach.
Tylko że są to strachy na lachy. Projektowi Kukiz'15 nikt nie wróży sukcesu. Jego autorami nie są przecież posłowie partii rządzącej. Poza tym jego jakość legislacyjna jest na bardzo niskim poziomie. Wcześniej czy później trafi więc do kosza.
Po co więc straszyć ludzi likwidacją spółdzielni i organizować protesty?
No cóż, spółdzielnie to jeden z ulubionych tematów polityków. Niejedna partia chciała dzięki nim zbić kapitał, a polityk pragnął się wylansować.