O pożytkach z filozofii dla miasta i jego rozwoju

Determinizm, fenomenologia. Te poważnie brzmiące terminy filozoficzne w praktyce miasta pokazują nasze nastawienie. Czy chcemy rządzić i decydować, czy też chcemy współdziałać, współpracować i współtworzyć miasto.

Aktualizacja: 27.02.2017 05:51 Publikacja: 27.02.2017 05:40

O pożytkach z filozofii dla miasta i jego rozwoju

Determinizm wyklucza przypadek. Ta oświeceniowa wiara, że poczucie losowości jest tylko niedostatkiem informacji, tworzy złudne poczucie władzy. Wiem, więc władam. Wiem, jak ma być, więc planuję. Ale przecież rzeczy, obiekty, są poza nami, oddziałują wrażeniem. Fenomenologia, czyli intencja łącząca umysł z przedmiotem, jego treścią, pozwala nam na wolność w działaniu, marzenie i możliwość odczuwania wrażeń, ale i odpowiedzialność.

Czy rządzić i decydować o przestrzeni, o losie jej mieszkańców, czy mieć deterministyczne podejście staroświeckiego modelu planowania przestrzennego i planów miejscowych, które definiują przeznaczenie terenu i określają, co gdzie ma być. Czy nie jest to pozbawianie wolnej woli nas, mieszkańców miasta? Planów, które przyjmują, że ekspert wie lepiej i determinuje możliwości naszej aktywności miejskiej. Oczywiście, są konsultacje i wyłożenie projektu planu na 21 dni oraz dyskusja z mieszkańcami, którzy nie wiedzą i nie zdają sobie sprawy, jakie mogą być skutki tego planu dla ich działań, dla ich otoczenia, dla ich zamiarów, kiedy zechcą być inwestorami miasta.

Miasto jest przecież budowane przez mieszkańców, nie przez władze miejskie. To mieszkańcy swoim wysiłkiem inwestycyjnym, indywidualnym budowaniem, owym spajaniem przestrzeni przywołanym w wykładzie Martina Heideggera w Darmstadt w 1951 r., budują miasto. Chcą mieć szansę dokonania indywidualnego wyboru kształtu i przeznaczenia miejsca, celu budowy. To właśnie fenomenologiczne podejście przedstawione w tekście wykładu „Budować, mieszkać, myśleć" wskazuje, że myślenie powstaje z budowania, że zdolność budowania tworzy możliwość mieszkania, a więc i myślenia. A zatem wolnej woli. Ale wolność dla inwestowania zderza się z potrzebą bezpieczeństwa inwestycji już istniejących.

A więc kto ma prawo do budowania miasta? Jaka jest granica tyranii eksperckiej wobec dialogu obywateli jako równych z równymi w budowaniu swojego otoczenia, swojego domu? Czy przygotowane, zatwierdzone plany miejscowe umożliwią budowę zakładanego obrazu miasta? Przecież nie mają oceny skutków regulacji. Ta norma żądana w przypadku ustaw parlamentarnych zaniedbywana jest w praktyce samorządu przez brak konieczności sporządzenia obrazu, rysunku dla możliwego faktycznego kształtu przestrzeni i budynków odwzorowujących zapisy prawne dokumentu planu miejscowego. A to przecież właśnie ten obraz powinien być przedmiotem publicznej dyskusji i oceny.

Co więc robić, jak zapewnić możliwość wolności w działaniu inwestycyjnym, w kreowaniu miejsca i architektury jego obiektów, które chcielibyśmy mieć, użytkować? Ale też jak zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że to, co czynimy, spotka się z przychylnym nastawieniem innych współwłaścicieli miasta, mieszkańców? Jak budować wspólne marzenie dla naszego miasta, w którym mogłyby się pomieścić indywidualne różne aktywności, a więc inwestycje, budynki? Aktywna wspólnota potrzebuje planu, który informuje, lecz nie nakazuje.

Ale potrzebuje też wspólnych zasad, reguł miejskich, czyli lokalnych przepisów urbanistycznych, dla gwarancji jakości przestrzeni, intensywności zabudowy, terenów wspólnych czy miejsc parkingowych oraz zasad współfinansowania, gdy korzystamy z dobra wspólnego. Plan powinien wskazywać, jakie są nasze wspólne miejsca i jak mamy je użytkować.

A więc place, ulice, promenady, skwery, parki, może szkoły i uczelnie, może też hale targowe, które odwołują się do historii, przenosząc z przeszłości historyczne obrazy miasta. I oczywiście świątynia, kościół. A reszta niech podlega regułom rozstrzygania według fenomenu miejsca. Rzeczy samej w sobie. Bo na końcu przecież jest pytanie, jak to będzie wyglądało.

Czyli architektura, to, co zachwyca lub budzi niesmak. Staje się źródłem dumy dla wydawców żurnali architektonicznych, a może nawet celem podróży nas, turystów miejskich. A więc indywidualna kreacja, zamysł poddany osądowi publicznemu, a nie decyzja wypracowana w anonimowym administracyjnym mozole, określająca sposób przeznaczenia. Powinniśmy sobie zaufać, bo przecież możemy być dobrymi właścicielami miasta, czuć się za nie odpowiedzialni. Za miasto, czyli za naszą wolność.

Determinizm wyklucza przypadek. Ta oświeceniowa wiara, że poczucie losowości jest tylko niedostatkiem informacji, tworzy złudne poczucie władzy. Wiem, więc władam. Wiem, jak ma być, więc planuję. Ale przecież rzeczy, obiekty, są poza nami, oddziałują wrażeniem. Fenomenologia, czyli intencja łącząca umysł z przedmiotem, jego treścią, pozwala nam na wolność w działaniu, marzenie i możliwość odczuwania wrażeń, ale i odpowiedzialność.

Czy rządzić i decydować o przestrzeni, o losie jej mieszkańców, czy mieć deterministyczne podejście staroświeckiego modelu planowania przestrzennego i planów miejscowych, które definiują przeznaczenie terenu i określają, co gdzie ma być. Czy nie jest to pozbawianie wolnej woli nas, mieszkańców miasta? Planów, które przyjmują, że ekspert wie lepiej i determinuje możliwości naszej aktywności miejskiej. Oczywiście, są konsultacje i wyłożenie projektu planu na 21 dni oraz dyskusja z mieszkańcami, którzy nie wiedzą i nie zdają sobie sprawy, jakie mogą być skutki tego planu dla ich działań, dla ich otoczenia, dla ich zamiarów, kiedy zechcą być inwestorami miasta.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu