Chaotyczna, przypadkowa, niezaplanowana, brzydka. Taka – w wielu przypadkach – jest zabudowa w Polsce. Nie trudno się o tym przekonać. Wystarczy udać się na rogatki miast, czy przejść się po ich centralnych częściach, gdzie wystrzelone w niebo biurowce sąsiadują z często zdewastowanymi, niepasującymi do nich budynkami.
– Polskie miasta opanowała mania drapaczy chmur – podkreślał prof. architekt Eugeniusz Skrzypczak w trakcie drugiego dnia targów Budma 2018, na inauguracyjnym wykładzie Dni Inżyniera Budownictwa. – Rzeczywistymi kreatorami przestrzeni stały się polityka, brak priorytetów dla realizacji celów publicznych i ładu przestrzennego, wymykające się kontroli procesy. W wąskiej sferze doraźnych animacji o charakterze społeczno-kulturowym i rekreacyjnym, dokonywane implementacje w istniejących strukturach, nie mają mocy formatowania miast, a jedynie kreowania wygodnych, atrakcyjnych miejsc. Są potrzebne, wręcz niezbędne, ale nie rozwiązują problemów kreowanej urbanizacji – podkreślał prof. Skrzypczak.
O tym, co należy zrobić, by poprawić jakość przestrzeni publicznej dyskutowano w ramach panelu zorganizowanego również podczas Dni Inżyniera Budownictwa. Pierwsze, zdawałoby się banalne pytanie: kto powinien mieć największy wpływ na jej poziom, podzieliło jednak ekspertów.
Wszystko co nas otacza
– Oczywiście za jakość przestrzeni odpowiadać winien wójt, burmistrz, prezydent. Mówiąc krótko samorząd terytorialny – wskazał Jerzy Gruda, prezes Izby Architektów RP.
– Ja jestem troszkę innego zdania. Wpływ winni mieć przede wszystkim urbaniści. Urbaniści, których nie ma zbyt wielu, gdyż zostali potraktowani byle jak przez poprzednią władzę (tzw. ustawa deregulacyjna doprowadziła do tego, że zawód urbanisty zniknął z wszelkich przepisów, a samorząd urbanistów został zlikwidowany – red.). To bowiem oni, a nie prezydent, przygotowują plany rozwoju miast na przyszłość sięgającą nawet kilkunastu lat – podkreślał Andrzej Roch Dobrucki, prezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.