Brexit: Londyn nieuczciwy wobec europejskich partnerów

Brytyjskie władze chcą odzyskać dla kraju pełną suwerenność. To niemożliwe. I nie jest to jedyny problem

Aktualizacja: 13.10.2016 07:03 Publikacja: 11.10.2016 19:16

Premier Theresa May podtrzymuje mocarstwową retorykę.

Premier Theresa May podtrzymuje mocarstwową retorykę.

Foto: AFP, Daniel Leal-Olivas

Korespondencja z Brukseli

Obserwatorzy brytyjskiej i europejskiej sceny politycznej są zdumieni ostrym kursem premier Theresy May w sprawie Brexitu. Już jej poprzednikowi Davidowi Cameronowi zarzucano, że dla celów wewnętrznej walki partyjnej rzucił na szalę przyszłość swojego kraju. Zapowiedział referendum, żeby uciszyć eurosceptyczną opozycję. Miał nadzieję, że pozytywny wynik głosowania umocni go na czele Partii Konserwatywnej i zakończy dyskusję o korzyściach członkostwa w UE. Stało się inaczej i Wielka Brytania stanęła przed perspektywą wyjścia z Unii.

Wydawałoby się, że podziała to jak zimny prysznic na nowe przywództwo torysów i tym razem bardzo dokładnie policzą, co jest najbardziej opłacalne dla ich kraju. Na razie jednak mamy dalszy ciąg mocarstwowej retoryki: powtarzania sloganów o odzyskaniu suwerenności i przeniesieniu pełni władzy do brytyjskiego parlamentu i tamtejszych sądów.

Po pierwsze, jest to nieopłacalne dla Londynu. Skrajny wariant Brexitu oznacza bowiem brak dostępu do rynku wewnętrznego UE, największego na świecie rynku konsumenckiego.

Po drugie, jest to nierealne. Nawet poza Unią Wielka Brytania będzie musiała spełniać liczne zobowiązania międzynarodowe, począwszy od Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Po trzecie wreszcie, jest to nieuczciwe wobec jej partnerów na świecie. Nie z taką Wielką Brytanią umawiali się na współpracę.

O możliwych stratach wynikających z Brexitu w najostrzejszej wersji mówi się już w samym Londynie. Dziennik „The Times", kibicujący wychodzeniu kraju z UE, ujawnił poufny dokument resortu finansów szacujący roczne straty budżetu na 66 mld funtów, a możliwy spadek PKB na 9,5 proc. Mowa o wariancie wyjścia z UE i oparcia współpracy z Unią tylko na regułach WTO.

Nawet jednak w tej radykalnej wersji Wielka Brytania poniesie straty finansowe, a pełnej suwerenności nie odzyska. Będzie musiała bowiem przyjąć warunki handlu z resztą świata podyktowane jej przez WTO. To będą oczywiście negocjacje, ale takie, w których Brytyjczycy nie będą mieli wiele do powiedzenia. Bo w tej organizacji reguły gry dyktują najwięksi: UE, USA, Chiny i Rosja. A Wielka Brytania będzie od początku na słabszej pozycji, bo to jej będzie zależało na szybkim uzgodnieniu zasad funkcjonowania.

Wyjście z UE oznacza bowiem automatycznie konieczność wynegocjowania nowego statusu. Wielka Brytania nie będzie musiała prosić o przyjęcie do WTO, ale będzie musiała uzgodnić ze 163 partnerami nowe cła i kwoty.

Do tej pory mówi się głównie o handlu z UE i o konieczności zachowania wzajemnego bezcłowego dostępu do rynków. Ale nawet jeśli Unia się na to zgodzi, co nie jest oczywiste, to pozostaje problem ponad 130 innych krajów. Zmuszone do ustępstw wobec Unii, która jest największym organizmem gospodarczym świata, nie muszą być chętne do zachowania tych samych warunków dla Wielkiej Brytanii. Chodzi np. o produkty rolne, które w Unii korzystają z ogromnego wsparcia, co na świecie jest akceptowane.

O trzecim aspekcie Brexitu, czyli kwestii uczciwości wobec partnerów poza UE, mówiono do tej pory niewiele, ale nabiera on teraz znaczenia po buńczucznych wypowiedziach premier May. Czy kraj może tak bardzo zmienić reguły gry? Jego partnerzy mają wątpliwości i nawołują do umiaru. I już przygotowują długą listę problemów do rozwiązania.

Na szczycie G20 miesiąc temu w chińskim mieście Hangzhou furorę zrobił dokument przygotowany przez japoński resort finansów. – To chyba najlepszy opis sytuacji, w której się znaleźliśmy. Brytyjczycy byli zaskoczeni, bo sami jeszcze takiej analizy nie dokonali – mówi nam wysoki rangą unijny dyplomata.

Co napisali Japończycy? Przede wszystkim to, jak ważny jest dla nich rynek europejski. Japońskie firmy stworzyły w UE 440 tys. miejsc pracy. Znacząca część ich firm została ulokowana w Wielkiej Brytanii.

Autorzy dokumentu podkreślają, że niemal połowa ich inwestycji w UE to te na Wyspach. Ale wyraźnie zaznaczają: chodzi o inwestycje dokonane w Unii i zlokalizowane w Wielkiej Brytanii tylko dlatego, że ta do niej należy. Często to sam rząd zachęcał przedsiębiorstwa do inwestowania na Wyspach traktowanych jako brama do Europy i do tworzenia całych łańcuchów wartości na terenie UE.

Tokio zauważa, że podobny był sposób myślenia innych krajów azjatyckich. Teraz więc Japonia usilnie prosi, żeby wziąć to pod uwagę. Czyli, żeby rynki Wielkiej Brytanii i UE pozostały możliwie zintegrowane. Na przykład w swobodnym przepływie pracowników, w swobodzie oferowania usług finansowych, w uznawaniu standardów przemysłowych czy zasad pochodzenia produktów. A tam, gdzie utrzymanie wspólnego rynku jest niemożliwe, Japończycy proszą o szybką informację i możliwie długie okresy dostosowawcze.

Wielka Brytania zamierza w negocjacjach Brexitu kierować się wyłącznie własnym interesem. To dobrze, ale w dzisiejszych czasach trudno własny interes odseparować od oczekiwań innych. Nie da się osiągnąć w negocjacjach maksimum, bo druga strona też musi się zgodzić. Czy to w ramach WTO, czy w licznych wzajemnych umowach handlowych, które Londyn chce wynegocjować.

Brytyjski rząd zdaje się nie dostrzegać, że dążąc do pełnego rozwodu z UE, staje się nieatrakcyjny dla reszty świata. Produkowane tu towary będzie można bez problemu sprzedawać tylko na Wyspach, a aktywne w londyńskim City instytucje finansowe zostaną odseparowane od rynku euro. Nie mówiąc o planowanej przez rząd blokadzie dla zagranicznych pracowników.

Jeśli zniknie to wszystko, co decydowało o atrakcyjności Wielkiej Brytanii – jej umocowanie w UE, otwartość na inne kultury – to zostanie tylko język angielski. Za mało, żeby zapewnić jej ważne miejsce na gospodarczej mapie świata.

Korespondencja z Brukseli

Obserwatorzy brytyjskiej i europejskiej sceny politycznej są zdumieni ostrym kursem premier Theresy May w sprawie Brexitu. Już jej poprzednikowi Davidowi Cameronowi zarzucano, że dla celów wewnętrznej walki partyjnej rzucił na szalę przyszłość swojego kraju. Zapowiedział referendum, żeby uciszyć eurosceptyczną opozycję. Miał nadzieję, że pozytywny wynik głosowania umocni go na czele Partii Konserwatywnej i zakończy dyskusję o korzyściach członkostwa w UE. Stało się inaczej i Wielka Brytania stanęła przed perspektywą wyjścia z Unii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations