Najnowsza próba zamachu stanu w Partii Konserwatywnej zakończyła się porażką w ub. tygodniu. Były szef ugrupowania Grant Shapps przekonał do buntu tylko 30 z 316 deputowanych torysów w Izbie Gmin. Ale niezadowolenie z przywództwa Theresy May jest powszechne.
– Może upaść teraz, a może też dotrwać do końca kandencji w 2022 r. U władzy utrzymuje ją tylko to, że na razie nie ma innego wiarygodnego kandydata na jej miejsce – mówi „Rzeczpospolitej" o Theresie May Ian Bond, dyrektor Center for European Reform (CER) w Londynie.
Choć od referendum rozwodowego minęło 16 miesięcy, wciąż nie wiadomo, jaką wizję przyszłych stosunków z Unią ma brytyjski rząd.
– We Florencji miesiąc temu May mówiła o utrzymaniu wszystkiego bez zmian do 2021 r., ale na zjeździe torysów w Manchesterze tydzień temu zapowiedziała, że już w marcu 2019 r. Wielka Brytania wyjdzie z jednolitego rynku. Musi się zdecydować: nic się nie zmieni czy wszystko się zmieni – nie ukrywa irytacji Bond.
Jedną z przyczyn kłopotów May jest podział w jej własnej partii. Grupa zwolenników utrzymania bliskich stosunków z Unią na czele z ministrem finansów Philipem Hammondem walczy z frakcją zwolenników hard brexitu, której przewodzi szef MSZ Boris Johnson. Ale premier zderzyła się też z murem niechęci w Brukseli, gdzie pod naciskiem Francji i Niemiec nikt nie chce negocjować o przyszłych relacjach między Unią i Wielką Brytanią, dopóki nie zgodzi się na zapłacenia słonego rachunku za wyjście ze Wspólnoty, nie przyzna szerokich gwarancji praw dla obywateli UE mieszkających na Wyspach oraz nie powie, jak mają wyglądać przyszłe kontrole na granicy Zjednoczonego Królestwa z Irlandią.