Brexit: Brytyjczycy po referendum

Dwa miesiące temu opowiedzieli się za wyjściem z Unii Europejskiej. Wciąż nie wiadomo, co to znaczy.

Aktualizacja: 24.08.2016 14:56 Publikacja: 22.08.2016 19:49

Brexit: Brytyjczycy po referendum

Foto: AFP

– Brexit to Brexit – oświadczyła tuż przed objęciem sterów rządu Theresa May.

Od tej pory premier nie podała jednak żadnych szczegółów tego, co miała na myśli. Ponieważ zaś przed referendum była zwolenniczką pozostania kraju w Unii, twardzi przeciwnicy integracji wśród konserwatystów zaczynają się niecierpliwić, a nawet podejrzewać May o zdradę.

– Negocjacje z Brukselą muszą się rozpocząć jak najszybciej, najlepiej natychmiast – wezwał zwolennik wyjścia kraju z Unii, Iain Duncan Smith.

Pójście za jego radą i uruchomienie art. 50 traktatu lizbońskiego oznaczałoby, że Londyn decyduje się na „hard Brexit" – odcięcie większości więzi łączących Zjednoczone Królestwo z Unią. Procedura rozwodowa nie może trwać dłużej niż dwa lata, a w tym czasie żadna ze stron nie jest gotowa do ustalenia nowych zasad współpracy. – To wymaga zaangażowania około 10 tys. ekspertów i od pięciu do dziesięciu lat negocjacji – mówi „Rz" Ian Bond, dyrektor w Center for European Reform (CER) w Londynie.

Po stronie Wspólnoty przed kluczowymi wyborami w Niemczech, we Francji i w Holandii w przyszłym roku nie ma mowy o pójściu na znaczące ustępstwa wobec Londynu. A nad Tamizą władze absolutnie nie są teraz gotowe do podjęcia rozmów z Brukselą.

May powierzyła zadanie wyprowadzenia kraju ze Wspólnoty trzem członkom swojego gabinetu. David Davis kieruje nowym resortem ds. wyjścia z Unii Europejskiej, Liam Fox Ministerstwem Handlu Zagranicznego, a Boris Johnson – Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Jednak cała trójka, zamiast współpracować, zaczęła rywalizować o zakres kompetencji. Co więcej, Davis do tej pory zatrudnił ledwie 10 proc. ekspertów w dziedzinie prawa europejskiego. Zadanie jest trudne, bo od dziesięcioleci w wielu obszarach, takich jak handel, rolnictwo czy polityka konkurencji, to Komisja Europejska reprezentowała Wielką Brytanię. Pozostają więc specjaliści z sektora prywatnego – ale ci są bardzo drodzy, domagają się za swoje usługi nawet 5 tys. funtów dziennie. Tymczasem budżet rządu May po cięciach przeprowadzonych przez jej poprzednika, Davida Camerona, nie ma nawet środków na stałą siedzibę dla nowego ministerstwa Davida Davisa. – Niektóre spotkania odbywają się w starbucksie przy Victoria Street – pisze „Guardian".

Liderzy kampanii na rzecz Brexitu, którzy przed referendum 23 czerwca snuli świetlane wizje Wielkiej Brytanii poza Wspólnotą, dopiero teraz odkrywają, jak skomplikowane i wielostronne więzi łączą ich kraj z Unią i jak trudno będzie je zerwać. – Poziom niekompetencji jest przerażający – przyznaje Ian Bond.

W tej sytuacji Theresa May woli zwlekać z rozpoczęciem rokowań z Unią i postawić na „soft Brexit", czyli uratowanie ile się da ze współpracy ze zjednoczoną Europą. Dlatego wciąż nie wiadomo, kiedy premier sięgnie po artykuł 50 traktatu lizbońskiego: najwcześniejsza realna data to luty przyszłego roku, ale całkiem możliwe, że nastąpi to nawet rok później.

Wątpliwości co do intencji May są tak duże, że w ubiegłym tygodniu kanclerz Angela Merkel uznała za konieczne podkreślenie, iż „Brexit jest nieunikniony".

Ekipa Theresy May wciąż nie nakreśliła nawet ogólnej wizji tego, jak miałyby wyglądać relacje z Brukselą. Zasadniczo rozważane są trzy modele: norweski, szwajcarski i kanadyjski.

Pierwszy, najbardziej wspierany przez biznes, zakłada pełny udział Wielkiej Brytanii w jednolitym rynku i przez to najmniej dotkliwe skutki dla gospodarki. Ale w Berlinie, Paryżu i innych stolicach Unii przekaz w takim przypadku jest jasny: Wielka Brytania – tak jak Norwegia – musiałaby utrzymać swobodę pracy i osiedlania się obywateli Unii oraz płacić jak dotąd składkę do budżetu Brukseli. I choć, jak wynika z opublikowanego w poniedziałek przez instytut British Future sondażu, 84 proc. Brytyjczyków opowiada się za pozostaniem w kraju obywateli UE, to eurosceptyczne skrzydło torysów całkowicie odrzuca to rozwiązanie.

– Liderzy Partii Konserwatywnej zawsze ulegali takiej presji, podobnie będzie i tym razem – uważa Ian Bond. I przypomina, że czołowe hasło kampanii na rzecz Brexitu sprowadzało się do „odzyskania kontroli nad naszymi granicami" oraz „zaoszczędzenie 350 mln funtów tygodniowo na składce do Brukseli i przekazanie jej na system opieki zdrowotnej".

Londyńska City liczy więc na „model szwajcarski": wynegocjowanie skomplikowanego zestawu umów sektorowych, co pozwoli brytyjskim bankom na świadczenie usług w całej Unii. Problem w tym, że i Szwajcaria musiała się zgodzić na utrzymanie swobody przemieszczania się ludzi.

Robert Peston, wydawca ITV News, uważa, że May skłania się ku zawarciu z Brukselą umowy o wolnym handlu na wzór tej, która wiążę dziś Unię z Kanadą. Porozumienie nie obejmuje jednak wielu aspektów współpracy gospodarczej, przede wszystkim wymiany usług.

To jednak tylko niepotwierdzone sygnały. A w Brukseli terminy gonią. Wielka Brytania musi np. do października określić, czy zamierza nadal brać udział w pracach Europolu (wchodzi w życie nowa konwencja) i rozpoczynających się negocjacjach nad budżetem Unii po 2020 r. Na razie sam Londyn tego nie wie.

– Brexit to Brexit – oświadczyła tuż przed objęciem sterów rządu Theresa May.

Od tej pory premier nie podała jednak żadnych szczegółów tego, co miała na myśli. Ponieważ zaś przed referendum była zwolenniczką pozostania kraju w Unii, twardzi przeciwnicy integracji wśród konserwatystów zaczynają się niecierpliwić, a nawet podejrzewać May o zdradę.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790