Brexit pomógł Rajoyowi

Niedzielne wybory nie przełamały impasu politycznego, lecz powstrzymały populistów z Podemos.

Aktualizacja: 27.06.2016 22:15 Publikacja: 27.06.2016 19:29

Premier Mariano Rajoy w czasie powyborczej konferencji

Premier Mariano Rajoy w czasie powyborczej konferencji

Foto: PAP/EPA

Z szokiem,  jaki przeżywa cała Europa po brytyjskim referendum, pierwsi zmierzyli się w niedzielę Hiszpanie, wybierając nowy parlament. W ubiegły piątek, w dzień po decyzji Brytyjczyków i dwa przed hiszpańskimi wyborami, indeks giełdy w Madrycie spadł o ponad 12 proc. To uświadomiło wielu wyborcom skalę problemu, z jakim ma obecnie do czynienia UE i tym samym Hiszpania. – Po latach zawirowań i upadku gospodarczego Hiszpanie pragną  stabilizacji. Z tego wynika niechęć do zmian, co zapewne przełożyło się na wynik wyborów – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Miguel Puig, politolog z Barcelony.

Mimo że sam Brexit praktycznie nie istniał w kampanii wyborczej, to jednak atmosfera niepewności, jaka powstała po decyzji Brytyjczyków, okazała się sprzyjać rządzącej Partii Ludowej premiera Mariano Rajoya, zwyciężczyni niedzielnych wyborów. Jednak  drugie  od grudnia ubiegłego roku wybory parlamentarne w Hiszpanii nie przyniosły natychmiastowego przełamania pata politycznego, w którym kraj tkwił od sześciu miesięcy.

Podobnie jak w grudniu wygrali konserwatyści z Partii Ludowe. To za ich rządów zrujnowana w wyniku kryzysu gospodarka ruszyła z miejsca. PKB wzrósł w roku ubiegłym o 3,2 proc. i w tym roku będzie zapewne jeszcze lepiej. Jednak nadal jedna piąta Hiszpanów jest bez pracy. Ale to i tak o pięć punktów procentowych mniej niż przed rokiem.

Taki stan gospodarki sprawił, że Partia Ludowa zdołała wzmocnić swą pozycję, zdobywając 33 proc. głosów, co daje jej 137 miejsc w 350-osobowym parlamencie. To ciągle za mało na samodzielne rządy. Sytuacja jest więc zasadniczo taka sama jak po grudniowych wyborach i konserwatyści potrzebują partnera do rządzenia.

Z przyczyn programowych nie może nim być populistyczne ugrupowanie Podemos. W roli koalicjanta mogliby wystąpić socjaliści z PSOE lub umiarkowani liberałowie z nowego ugrupowania Ciudadanos. Po grudniowych wyborach obie partie wykluczały jednak kategorycznie jakikolwiek sojusz  ze skompromitowaną  licznymi skandalami korupcyjnymi partią Mariano Rajoya.

Jak będzie teraz, nie wiadomo. Teoretycznie możliwa jest tzw. wielka koalicja dwu głównych graczy czyli socjalistów i konserwatystów. – Nie byłoby trudno znaleźć uzasadnienia w postaci konieczności zwarcia szeregów w obliczu niepewnej sytuacji w Europie, wywołanej decyzją  Brytyjczyków – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Xavier Ginesta Portet, ekonomista z Uniwersytetu de Vic.

Socjaliści z PSOE  stracili w wyniku niedzielnych wyborów miejsce w parlamencie i nie mają już szans na zbudowanie koalicji rządowej. Tym bardziej że ugrupowanie Ciudadanos, które gotowe byłoby do współpracy z socjalistami, także sporo straciło. Nie brak ocen, że przyczyną był nieudany flirt z socjalistami.

Wbrew wynikom licznych sondaży w niedzielnych wyborach nie zyskali lewicowi populiści z Podemos. Na to liczyli zwłaszcza, że w marcu tego roku antykapitalistyczna, neomarksistowska partia, powstała zaledwie dwa lata temu, zjednoczyła się z niedobitkami komunistów. Ci ostatni zdobyli w grudniu 2015 roku 3,7 proc. głosów, które mogły przypaść Unidos Podemos, jak nazwała się partia po zjednoczeniu. Tak się nie stało i populiści uzyskali dokładnie taki sam wynik jak sześć miesięcy wcześniej.

Części wyborców z pewnością nie spodobała gwałtowna krytyka byłego czterokrotnego socjalistycznego premiera Felipe Gonzaleza, którego szef Podemos Pablo Iglesias uczynił niemal jedynym odpowiedzialnym za wszelkie niepowodzenia Hiszpanii w ostatnich dziesięcioleciach. Także za rzekomą organizację szwadronów śmierci, które eliminowały baskijskich separatystów w latach 80.

Taka postawa Podemos miała na celu dyskredytację socjalistów i wyeliminowanie ich ze sceny politycznej. Wtedy po jej lewej stronie byłoby więcej miejsca dla lewicowych populistów z Unidos Podemos. Wielu wyborców nie było też w stanie zaakceptować odrzucenia przez lewicowych populistów niedawnej oferty przewodniczącego PSOE Pedro Sancheza utworzenia rządu koalicyjnego złożonego z Podemos, Ciudadanos oraz socjalistów. Powstanie takiego rządu umożliwiłoby przełamanie impasu politycznego po grudniowych wyborach. Podemos powiedziała nie, licząc na znacznie korzystniejszy  dla siebie wynik w nowych wyborach. Była to błędna strategia wykluczająca populistów z grona pretendendów do władzy.

– Prawdopodobna koalicja rządowa socjalistów i konserwatystów będzie odpowiedzialnym partnerem w zadaniu poszukiwania rozwiązań sytuacji, jaka powstała po Brexicie – twierdzi Xavier Ginesta Portet.

Z szokiem,  jaki przeżywa cała Europa po brytyjskim referendum, pierwsi zmierzyli się w niedzielę Hiszpanie, wybierając nowy parlament. W ubiegły piątek, w dzień po decyzji Brytyjczyków i dwa przed hiszpańskimi wyborami, indeks giełdy w Madrycie spadł o ponad 12 proc. To uświadomiło wielu wyborcom skalę problemu, z jakim ma obecnie do czynienia UE i tym samym Hiszpania. – Po latach zawirowań i upadku gospodarczego Hiszpanie pragną  stabilizacji. Z tego wynika niechęć do zmian, co zapewne przełożyło się na wynik wyborów – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Miguel Puig, politolog z Barcelony.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 804
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800