We wtorek, na dzień przed oficjalnym rozpoczęciem negocjacji o Brexicie, szkocki parlament będzie głosował nad wnioskiem o rozpisanie kolejnego referendum w sprawie niepodległości prowincji. Wynik jest w zasadzie przesądzony, bo za takim rozwiązaniem opowiadają się Szkocka Partia Narodowa (SNP) i Zieloni, którzy mają większość. Zgodę na głosowanie będzie musiał jednak wydać parlament w Westminsterze.
– Jest ona przesądzona, bo Theresa May nie może sobie pozwolić na pogłębienie polaryzacji między Londynem i Edynburgiem. To jedynie umocniłoby szkocki nacjonalizm – mówi „Rz" Ian Swanson, szef działu politycznego Edinburgh Evening News.
Już teraz poparcie dla secesji (około 46 proc.) jest dwukrotnie wyższe, niż kiedy rozpoczynała się w 2012 r. kampania przed poprzednim referendum. Szkoccy nacjonaliści z kretesem (55 do 45 proc.) przegrali wówczas głosowanie.
– Tym razem wynik będzie o wiele bardziej wyrównany. Ale kto wygra, za wcześnie przesądzać – uważa Swanson.
W poniedziałek w czasie spotkania w Glasgow z pierwszą minister Szkocji Nicolą Sturgeon, premier May nie chciała jednak podejmować żadnych zobowiązań w sprawie referendum, a już na pewno nie jego daty. SNP chce, aby głosowanie odbyło się między jesienią 2018 a wiosną 2019 r., gdy negocjacje w sprawie Brexitu będą na ostatniej prostej. To pozwoliłoby Sturgeon na przedstawienie wyborcom czarnej wizji kraju poza Unią.