Chodzi o obowiązek nakładania na e-booki czy e-gazety podstawowej, czyli najwyższej, stawki VAT, podczas gdy zwykłe książki i gazety mogły korzystać ze stawki preferencyjnej.

O zmianę tych niezrozumiałych przepisów polscy politycy walczyli od lat. Bo stawka 23-proc. VAT na e-booki powodowała, że ceny e-publikacji były mniej więcej na tym samym poziomie, czy nawet wyższym, co ich papierowych odpowiedników, choć ich produkcja, bez kosztów druku czy kosztów tradycyjnej dystrybucji, jest znacznie tańsza. A skoro e-book jest równie drogi jak książka, to jak mógłby pomagać w walce z jednym z największych wyzwań kulturowych naszego wieku: spadającym czytelnictwem?

Na stosowaniu najwyższych stawek VAT na e-książki czy e-gazety największe korzyści odnosił fiskus i w tym kontekście bardzo ciekawe jest, jak teraz zachowa się Ministerstwo Finansów. Komisja chce dać państwom członkowskim możliwość wyboru, a nie im coś nakazywać. Czy nasz rząd skorzysta z możliwości obniżki VAT, skoro wciąż trwa walka o zwiększenie wpływów do budżetu państwa właśnie z tego podatku? To problem na naszym krajowym podwórku, ale warto jeszcze wrócić na podwórko unijne. Razem ze zmianą stanowiska w sprawie stawek VAT KE przedstawiła też inne ciekawe propozycje, które mają ułatwić życie firmom zajmującym się handlem elektronicznym. Korzyścią mają sięgać kilku miliardów euro rocznie, co w skali całej UE może nie jest kwotą oszałamiającą. Ale ważniejsze jest coś innego. W końcu brukselscy urzędnicy zaczęli myśleć o tym, jak naprawdę wspierać jednolity rynek. Wcześniej bowiem ich działania przypominały fabrykę regulacji i przepisów. Przepisów w najlepszym razie nikomu niepotrzebnych, ale równie często bardzo szkodliwych. Zmiana podejścia Komisji Europejskiej, jej otwarcie się na realia, może pomóc Unii, która zmierza w nie wiadomo jakim kierunku. Komisja pokazuje nową twarz, trochę późno, ale lepiej późno niż wcale.