Są one wyjątkowo wyniszczające dla mniejszych przedsiębiorstw, które nie dysponują zasobami kapitału pozwalającymi przetrwać do chwili, aż kontrahent wreszcie raczy wysłać przelew.

Co trzeba zrobić? Po pierwsze, rząd powinien podnieść odsetki ustawowe tak, by stały się zdecydowanie wyższe od kosztów kredytu i wielkie firmy już nie traktowały niepłacenia faktur jako dodatkowego źródła kapitału obrotowego. Po drugie, trzeba tak zreformować sądownictwo gospodarcze, by egzekwowanie długów za jego pośrednictwem stało się sprawne i dostępne.

Na razie, jak wynika z raportu „Doing Business" przygotowywanego co roku przez Bank Światowy, odzyskanie przeterminowanej zapłaty za kontrakt, od złożenia pozwu sądowego po przelew od komornika, zajmuje w naszym kraju – uwaga – aż 685 dni. To nie pomyłka: prawie dwa lata, z czego aż 480 dni pochłania rozpatrzenie sprawy przez sąd.

Pod względem tak mierzonej sprawności egzekwowania długów zajmujemy dalekie 55. miejsce w świecie. Od publikacji ubiegłorocznej wersji „Doing Business" nic się pod tym względem nie zmieniło. Polscy przedsiębiorcy, którzy czekają miesiącami na zapłatę za wykonane usługi czy dostarczony towar, mogą tylko z zazdrością patrzeć na inne kraje. Biznesowe długi najszybciej na świecie ściąga się w Singapurze – w 150 dni, a z krajów nam bliższych w Norwegii (280 dni), na Litwie (300) lub Węgrzech (395).

Jeśli więc minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro chce poprawić los wierzycieli i tak jak deklaruje premier Beata Szydło, pomóc przedsiębiorcom, powinien czym prędzej udać się na korepetycje do Wilna czy ulubionego przez jego formację polityczną Budapesztu. Jeśli przyspieszy pracę polskich sądów gospodarczych, zyska wdzięczność i szacunek polskiego biznesu.