Kluczowe będzie to, czy dojdzie to podpisania twardego porozumienia przez wszystkie kraje, czy tylko miękkich deklaracji. Polska słusznie domaga się, by porozumienie uwzględniało interesy gospodarek poszczególnych państw świata. Polska energetyka wciąż jest silnie uzależniona od węgla i nie da się tego zmienić tanim kosztem w ciągu kilku czy kilkunastu lat. Nie oznacza to jednak, że nasz kraj nie powinien podjąć trudnej pracy i zawalczyć o dalsze zmniejszanie emisji CO2.

Dyskusja o ochronie klimatu już teraz przynosi efekty. Jeszcze przed rozpoczęciem paryskiego szczytu grupa ING oznajmiła, że kończy z finansowaniem projektów węglowych na całym świecie. Nie będzie też wspierać żadnych nowych klientów, których działalność jest w ponad 50 proc. zależna od działalności elektrowni węglowych czy kopalń węgla energetycznego. To znak także dla polskiej gospodarki, że coraz trudniej będzie pozyskiwać fundusze na budowę nowych bloków opalanych czarnym paliwem czy budowę nowych kopalń.

Zgadzam się, że redukować emisję możemy także przez wdrażanie najnowszych technologii, jak choćby tych stosowanych w budowanych właśnie nowych blokach węglowych, które będą znacznie bardziej efektywne niż stare siłownie. Mimo to ograniczenie zużycia węgla w energetyce kosztem zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii, w tym także energetyki rozproszonej, to trend, przed którym trudno będzie uciec Polsce jako członkowi Unii Europejskiej. Od węgla, którego na razie mamy pod dostatkiem, nie musimy się całkowicie odwracać. Jednak nie warto trzymać się go tak kurczowo jak dziś, kiedy to wypłata górnikom w terminie ekstrapensji – barbórki – wydaje się dla polityków ważniejszą kwestią niż sytuacja finansowa polskich spółek węglowych, a ratowanie za wszelką cenę każdej z nierentownych kopalń cenniejsze niż interesy innych niż Skarb Państwa akcjonariuszy spółek energetycznych.