W statucie obu energetycznych spółek mają się bowiem znaleźć zapisy o realizacji zadań poprawiających bezpieczeństwo energetyczne kraju. Tym samym minister energii zakomunikował prywatnym współwłaścicielom PGE i Energi, że spółki, w które zainwestowali, nie są od tego, by osiągać zysk, który następnie trafiałby do akcjonariuszy w formie dywidendy, tylko od tego, by realizować inne cele. To naturalne, że przedsięwzięcia kluczowe z punktu widzenia państwa nie muszą być nastawione na zysk. Bezpieczeństwo energetyczne kraju może być taką dziedziną. W takim razie państwo powinno odkupić od prywatnych akcjonariuszy strategicznych firm ich udziały, skoro już im te akcje kiedyś sprzedało, obiecując gruszki na wierzbie.
W połowie listopada Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaproponowało, by oszczędności Polaków zainwestowane w prywatne spółki za pośrednictwem otwartych funduszy emerytalnych (OFE) przenieść do Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli pośrednio do ZUS. Ta propozycja spotkała się ze zdecydowaną reakcja Ministerstwa Rozwoju, które z kolei postuluje, żeby akcje z portfeli OFE zwrócić Polakom.
Ministerstwo Energii nie jest więc jedynym resortem, który nie rozumie relacji pomiędzy własnością prywatną, rynkiem kapitałowym i rozwojem gospodarczym. Resorty rozwoju i finansów, które tych zależności nie lekceważą, mają przeciwko sobie już dwa inne ministerstwa. Likwidacja Ministerstwa Skarbu Państwa sprawi, że państwowe spółki będą wykorzystywane do realizacji celów poszczególnych resortów, a nie interesów całego kraju. Jak widać, każdy minister rozumie ten interes inaczej. Wraca Polska resortowa?