Walucie małego alpejskiego kraju poświęca się w nich zwykle dosyć mało miejsca. No, chyba że mamy czas ucieczki inwestorów do „bezpiecznych przystani", do jakich jest zaliczana również szwajcarska waluta. Zyskuje ona na wartości wtedy, gdy części inwestorów wydaje się, że świat (lub tylko strefa euro) się wali. Traci zaś, gdy wszystko zmierza ku lepszej przyszłości. Frank jest więc, obok złota czy jena japońskiego, jednym z barometrów nastrojów na światowych rynkach finansów. A te nastroje w ostatnich miesiącach były jednoznacznie optymistyczne. Rynkowi gracze uznali, że w strefie euro i w USA będzie lepiej, więc trzymanie ogromnych ilości franków w portfelach nie ma już większego sensu. Euro zyskało więc od początku roku 8 proc. wobec franka, a złoty aż 12 proc. Ci, którzy dali się przed światowym kryzysem namówić na „absolutnie bezpieczne" kredyty frankowe, mogą już nieco odetchnąć. Kurs zszedł bowiem prawie do poziomu ze stycznia 2015 r., a może przecież zejść jeszcze niżej. Czyżby więc nadszedł czas na świętowanie?