Jego fundusz ogłosił wezwanie, w którym chce skupić wszystkie akcje (obecnie ma ich 62 proc.) Synthosu, jednej z 30 największych spółek giełdowych, aby następnie wycofać ją z publicznego obrotu. Będzie to największa tego typu operacja w historii naszej giełdy.
Szkoda. I to podwójna. Po pierwsze – giełda, a z nią inwestorzy, w jednej chwili straci mocną firmę wycenianą na ponad 6 mld zł. Warto zauważyć, że wśród mniejszych akcjonariuszy przeważają krajowe fundusze inwestycyjne i emerytalne, w których oszczędności trzyma kilka milionów Polaków. Po drugie, z giełdą rozstaje się nie spekulant, lecz znany przedsiębiorca, który przez ponad 20 lat, korzystając z rynku kapitałowego, z wizją skutecznie rozwijał spółki z różnych branż, wprowadzał i przejmował kolejne firmy na giełdzie i – co ważne – był na ogół cenionym przez maklerów i zarządzających akcjonariuszem. Na pocieszenie można zauważyć, że długoterminowi inwestorzy (w tym krajowe instytucje finansowe) zarobili na akcjach producenta kauczuków krocie. Mało kto jest stratny. Od 2011 r. spółka wypłaciła w postaci dywidend 3,9 mld zł. Niestety, Synthos nie jest wyjątkiem. Od kilku lat można już mówić o trendzie wycofywania spółek z giełdy (InPost, Komputronik, TVN itd.). W tym roku saldo wejść i wyjść na parkiet będzie ujemne i najwyższe od 14 lat.