I słowa te niestety świetnie pasują do naszej natury. Jak piszemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej", instalacja zgazowująca węgiel, planowana w Kędzierzynie-Koźlu, będzie miała problemy z opłacalnością. Szumne zapowiedzi, wielkie oczekiwania i ryzyko, że finansowo się ta inwestycja nie zepnie. Polityczne zapotrzebowanie na tę inwestycję zapewne wyprzedziło rachunek zysków i strat.

Warto przygotować solidny biznesplan i ostrożnie komunikować inwestycje społeczeństwu i rynkowi. Bo czasem kończy się to spektakularnymi porażkami. Niestety, politycy potrzebują chwalić się sukcesami, nierzadko nie swoimi. Stąd rodzą się pokusy, by „podkręcać" tematy.

Pamiętają państwo łupki? Mieliśmy być drugim Teksasem, liczono już pieniądze, które emerytom miały zapewnić złotą starość. Były u nas największe firmy naftowe świata, jak Exxon, Conoco czy Talisman, które nie chciały przespać łupkowego boomu. Ostatecznie z żadnej koncesji poszukiwawczej – a w szczytowym momencie było ich ponad 100 – nie znaleziono tyle gazu, by opłacało się go wydobywać. Okazało się, że technologie amerykańskie, nad którymi pracowano wiele lat, w Polsce się nie sprawdzają.

Będę nudny i się powtórzę. Polskie Sieci Elektroenergetyczne ostrzegają, że po 2020 r. będą problemy w zbilansowaniu systemu. Słowem, mogą być ograniczenia w dostawać energii. Dlatego apeluję, by polska energetyka była objęta ponadpartyjnym porozumieniem. Tak jak było z wejściem do NATO i UE. Bo co wybory, to inna jej wizja. Minister energii zapowiada, że sami sfinansujemy i zbudujemy siłownię jądrową. Boję się, że projekt ten podzieli los innych szumnie zapowiadanych, biorąc pod uwagę, że nie mamy w tym doświadczenia, a i w każdym worku z pieniędzmi kiedyś widać dno. Odłóżmy więc na bok wezwania rodem z romantyzmu i zamiary mierzmy jednak podług sił. Nigdy odwrotnie.