Wciąż nie wiadomo, co z węglem brunatnym, co z atomem, co z energią odnawialną, a nawet co dalej z węglem kamiennym, bo według ostatnich doniesień jego wiodąca rola w naszym miksie wcale nie jest aż tak oczywista, jak jeszcze niedawno zapowiadano. Wciąż trwają także prace nad wprowadzeniem tzw. rynku mocy, który ma zapewnić bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym. Można powiedzieć, że nie wiadomo nic. Polsce zaczyna zaś brakować energii i ten problem będzie narastać. A przecież inwestycje w tej branży nie trwają kilka miesięcy, ale kilka lat. I zdarzają się poślizgi, co pokazuje przykład budowy dwóch bloków w Opolu, których oddanie do użytku może się opóźnić nawet o rok.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że z naszych problemów chcą skorzystać inni – w takich kategoriach można oceniać propozycję Ukrainy, która zaprasza Polskę do współudziału w rozbudowie Elektrowni Atomowej Chmielnicki, na co wciąż potrzebuje pieniędzy, i dostawy energii nieczynną obecnie transgraniczną linią wysokiego napięcia. Taki pomysł miał już zresztą Jan Kulczyk. Nie dziwią naciski Litwinów, którzy chcą budowy drugiej nitki mostu energetycznego – miał uniezależnić ten kraj od rosyjskiej energii, tymczasem ratuje życie naszego systemu.

Dlatego strategiczne decyzje są niezbędne nawet nie na już, ale na wczoraj. Może jest to zresztą okazja do tego, by dać zdecydowany krok do przodu? Może czas na postawienie na inteligentne rozwiązania i źródła rozproszone? Najgorsze jest, że to, iż z polską mocą może być źle, było wiadomo od dawna. I wciąż wiemy tylko tyle, że moment, kiedy zgaśnie światło, może nadejść w każdej chwili.