Widać to choćby po górnictwie, gdzie kopalnie nie zdążyły jeszcze dobrze stanąć na nogi po surowcowej bessie, gdy do drzwi prezesów zapukali związkowcy. Naturalnie dostali dodatkowe pieniądze. Związki zawodowe zawsze mogą wykorzystać przewagę liczebną i w uzbrojeniu (kilofy, płonące opony itp.) nad jakimkolwiek zarządem. A jeśli pistolet strajkowy nie skutkuje, dzwoni się do odpowiedniego ministra, który opornego prezesa usuwa, bo chce mieć spokój i wsparcie związków. Kolejny prezes daje już pieniądze bez mrugnięcia okiem. To głównie dlatego zarobki szeregowych pracowników w spółkach powiązanych z państwem są wyższe niż w prywatnych. Potem zarządom spółek pozostaje robić tylko dobrą minę do złej gry i tłumaczyć, że podwyżki to „rekompensata za ostatnie lata dużych wyrzeczeń".

A jednak można zauważyć nowe pozytywne tendencje. Coraz częściej zamiast podwyżek lub równolegle z nimi wręczane są premie i nagrody, uzależnione od wyników firmy, jak w wychodzącej z finansowego dołka Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Podobną drogą idą też spółki od lat mające solidne wyniki finansowe, jak np. Orlen. W ten sposób państwowe firmy zaczynają naśladować prywatne, gdzie właściciele coraz częściej wypłacają premie i nagrody uzależnione od efektów pracownika i całego przedsiębiorstwa, zamiast dawać roczne podwyżki, z których trudno się wycofać, gdy przyjdą gorsze czasy. Ograniczają w ten sposób ryzyko biznesowe. To bardzo racjonalne zachowanie.

Dobrze, że za tym przykładem idą też firmy państwowe. Jeszcze lepiej by było, gdyby naśladowały je także w jakości zarządzania, efektywności czy większej stabilności zarządów i strategii rozwoju. Wtedy może rosnące szybko zarobki by tak nie raziły.