Każdy chce dobrze zarabiać i każdy chciałby otrzymać podwyżkę – to zrozumiałe. Ale rodzi się pytanie: czy branża, która z publicznych – czyli naszych – pieniędzy od lat otrzymuje wielomiliardowe wsparcie, powinna teraz fundować premie pracownikom? Górnictwo nie tylko wymaga głębokich reform, ale przede wszystkim powinno wreszcie działać na rynkowych zasadach. To oczywiście zaboli, ale nierentowne zakłady trzeba zamknąć. Mimo że Polska Grupa Górnicza wykazała zysk za pierwsze sześć miesięcy tego roku, to wchodzące w jej skład kopalnie należące do Katowickiego Holdingu Węglowego miały aż 75 mln zł straty. Wiadomo więc, gdzie cięcia powinny nastąpić.

Przerost zatrudnienia w górnictwie pociągnął za sobą kolejne problemy branży. Nierentowne kopalnie nie są bowiem w stanie inwestować w wydobycie z nowych złóż. Inwestycje utrudnia też niska cena węgla na światowych rynkach (choć ta ostatnio rośnie). W efekcie PGG nie wydobędzie tyle węgla, ile założono w planie, a brakujący surowiec sprowadzimy z Rosji.

Jak na dłoni widać, że nie ma innej drogi niż reformowanie przynoszącej straty branży. Tylko udane reformy pozwolą na inwestycje i spłatę zobowiązań. A trudno wyobrazić sobie takie działania bez wygaszania kopalń

Najgorsze, co w tej sytuacji można zrobić ze świeżo wypracowanymi zyskami, to przeznaczyć je na premie. Podniesie to koszty, a gdy ceny węgla spadną, kopalnie znowu wyciągną ręce do państwa.

Ciężka praca górnika zasługuje na godziwe wynagrodzenie. Ale czasy i rynek uległy zmianie. Przywileje, z których kiedyś słynęło górnictwo – gdy cena węgla była wysoka, a zapotrzebowanie na surowiec ogromne – odchodzą w niepamięć.