Warto przypomnieć pewien drobny fakt z wydawałoby się zamierzchłej już przeszłości, czyli ostatniego poniedziałku. PiS wycofał się wówczas z pomysłu wprowadzenia opłaty paliwowej. Protesty i przygotowania do batalii o Sąd Najwyższy spowodowały odwrót i rezygnację z pomysłu obciążenia każdego litra paliwa dodatkowym podatkiem. Jednak skutki tego, co się wydarzyło od poniedziałku, będą dużo poważniejsze niż koszty tych nieszczęsnych 25 groszy i też uderzą po kieszeniach zwykłych ludzi. Jedyną różnicą jest to, że efekty będą bardziej rozłożone w czasie.

Oczywiście, gospodarka przeżywa okres prosperity. I pewnie siłą bezwładu koniunktura jakiś czas potrwa, chociaż już od dawna widać, że zacina się jeden z jej silników, czyli inwestycje. W obecnej sytuacji już nie będzie można dziwić się firmom, że będą wstrzymywać się z wydatkami. Przecież jeżeli w ciągu tygodnia można wywrócić do góry nogami cały system władzy sądowniczej, to co za problem uprzykrzyć życie np. takiej branży internetowej?

W dodatku przedsiębiorcy niespecjalnie będą mieli gdzie znaleźć pomoc. Sądy, jakie były, takie były, ale przynajmniej poza pojedynczymi skandalicznymi przypadkami nie realizowały woli polityków. Teraz zjawisko to może stać się powszechne. Nie chciałbym być w skórze prywatnej firmy, która będzie miała pecha sądzić się ze spółką Skarbu Państwa lub spierać się z wójtem z partii aktualnie rządzącej.

Na naszych oczach zaczyna obumierać poczucie stabilności prowadzenia biznesu, błyskawicznie też tracimy opinię wiarygodnego partnera za granicą. I niewiele tu pomogą takie gesty jak nasza mocna obecność na Expo w Kazachstanie. A to skończy się wyższymi kosztami obsługi potężnego przecież polskiego długu, perturbacjami na rynku walut i coraz częściej zadawanym pytaniem, czy nasz kraj rzeczywiście jest takim doskonałym miejscem do inwestowania. W końcu może się też zatrzeć kolejny silnik wzrostu, czyli konsumpcja. Wystarczy, żeby konsumenci nabrali wątpliwości co do optymistycznego scenariusza rozwoju gospodarki i zaczęli chomikować pieniądze na czarną godzinę.

Tych zagrożeń jest zbyt dużo, żeby któreś z nich nie stało się rzeczywistością. I pewnie się stanie, a wtedy niestety polską gospodarkę zamiast kolejnych miesięcy rozkwitu czeka nieprzyjemne hamowanie.