Spośród państw regionu taki status według Międzynarodowego Funduszu Walutowego osiągnęły już kraje bałtyckie oraz Czechy i Słowacja. Ale ostatnią dużą gospodarką, której się to udało, była przed 20 laty Korea Południowa.

Patriotów marzących o silnej i dostatniej Polsce przyszłość, jaką wróży nam popularny za oceanem myśliciel ekonomiczny, może jednak rozczarować. Klasyfikacja MFW bazuje głównie na poziomie PKB na mieszkańca. Nawet gdyby produkcja w Polsce stanęła w miejscu, to w ujęciu per capita będzie rosła, jeśli będzie nas ubywało. A to jest niemal przesądzone. Problem ze starzeniem się ludności ma dziś w zasadzie cała Europa, ale to marne pocieszenie. My doświadczamy go bowiem na dużo wcześniejszym stadium rozwoju niż np. Niemcy.

W opublikowanych w poniedziałek raportach Komisja Europejska i MFW wskazują, że kurczenie się liczby osób w wieku produkcyjnym spowolni rozwój polskiej gospodarki do 1,5–1,6 proc. rocznie. Oczywiście są na to remedia: otwarcie na imigrację nie tylko bliskich nam kulturowo Ukraińców, polityka pronatalistyczna oraz aktywizacja osób zdolnych do pracy, ale niepracujących. MFW ostrzega jednak, że nawet gdyby rząd wypełniał wszystkie te zalecenia, nie zahamuje spadku liczby rąk do pracy, jeśli nie będzie jednocześnie podwyższał wieku emerytalnego.

Można też przyjąć, że demografia jest nieubłagana, a zamiast na zwiększaniu liczby pracujących należy skoncentrować się na podnoszeniu ich wydajności. To jednak wymaga inwestycji, te zaś oszczędności. Tylko kto będzie te oszczędności budował, skoro coraz mniejszy odsetek Polaków będzie pracował, a składki na ubezpieczenia społeczne będą pochłaniały coraz większą część ich zarobków?