Marnotrawstwo na skalę niemal przemysłową przyszło wraz z przemysłową rewolucją. Masowa produkcja pozwoliła na niezastanawianie się nad pojedynczą rzeczą – szczególnie tym, którzy wreszcie mogą sobie pozwolić na jej kupno i chcą to pokazać. Bo, paradoksalnie, najwięcej dóbr marnują kraje na dorobku. Część bogacących się mieszkańców uważa, że wyrzucanie zużytego zaledwie w połowie płynu do naczyń czy ubrań z poprzedniego sezonu jest dla innych oznaką zamożności. Zdarzyło mi się słyszeć odpowiedź gościa dość drogiej restauracji na pytanie osoby towarzyszącej, dlaczego zamówił za dużo i połowę zostawił: „A niech widzą, że mnie na to stać".

Jako pierwsze opamiętały się i zabrały do przetwarzania surowców wtórnych kraje bogate. To tam stwierdzono, że gospodarki nie stać na wyrzucanie choćby szkła czy metali kolorowych. Przodują w tym USA czy Niemcy, jednak w tyle nie pozostają też małe, ale zamożne kraje, np. Cypr. Nawet w kurortach stoją tam automaty przyjmujące butelki i puszki po napojach, a w zamian wydające kupony zniżkowe do sklepów uczestniczących w proekologicznym programie.

Niestety, w Polsce od lat nie możemy się doczekać choćby programu zbiórki opakowań szklanych. Ale może jest iskierka nadziei: rząd rozważa powszechny system kaucji za opakowania napojów. Może więc choć w tej dziedzinie dołączymy do grona krajów rozwiniętych.